TEST: Volvo XC90 II 2.0 B5 Mild Hybrid 250 KM. Szwedzka forteca z domkiem na drzewie.
Są samochody, które kupuje się rozumem, i takie, które kupuje się sercem. A potem jest Volvo XC90, które od lat kupują ludzie, którzy rozum mają tak poukładany, że serce nie ma już nic do gadania.

To motoryzacyjny odpowiednik drogiego, szwajcarskiego zegarka – precyzyjny, niezawodny, dyskretnie luksusowy i potwornie, ale to potwornie rozsądny. To forteca na kołach, w której zamknięto minimalistyczny salon meblowy. Wybór dentystów, architektów i ludzi, którzy na hasło "wyścigi spod świateł" reagują co najwyżej uniesieniem brwi. Jednej. Lewej.
Świat jednak zwariował. Wszyscy nagle chcą być odkrywcami, zdobywcami i influencerami podróżniczymi, nawet jeśli ich największą przygodą jest znalezienie miejsca parkingowego pod supermarketem. I w tym momencie na scenę wjeżdża on. Potężny, w kolorze wytrawnego wina Mulberry Red, ociekający chromem wersji Ultra Bright i toczący się na felgach o rozmiarze małego księżyca. Wygląda jak prezes funduszu hedgingowego w idealnie skrojonym garniturze. Tyle że ten prezes na dachu wiezie... namiot Thule. Czy w Volvo postradali zmysły? Czy to próba udowodnienia, że nawet najwięksi nudziarze potrafią się zbuntować? Po tygodniu spędzonym z tym szwedzkim fenomenem wiem jedno: to absurd tak cudowny, że aż musi mieć sens.
Wygląd, czyli smoking i buty trekkingowe

Trzeba to przyznać – XC90, mimo upływu lat, wciąż wygląda po prostu zjawiskowo. Projektanci osiągnęli mistrzostwo w łączeniu monumentalnej bryły z detalami tak eleganckimi, że chce się je oglądać z kieliszkiem brandy w dłoni. Reflektory z motywem "młota Thora" to już klasyka, a potężny, chromowany grill w wersji Ultra Bright oznajmia światu: "tak, jestem drogi, ale w przeciwieństwie do niemieckiej konkurencji, nie muszę tego udowadniać, wrzeszcząc na lewym pasie". Testowany egzemplarz na 22-calowych felgach to kwintesencja tej filozofii. Wygląda jak milion dolarów, zwłaszcza w tym burgundowym lakierze. Ale to właśnie ten namiot na dachu jest tu gwoździem programu. To dodatek, który brutalnie zaburza arystokratyczny spokój. To tak, jakby król na oficjalnej gali wystąpił w koronie, hermelinowym płaszczu i... kaloszach. Wygląda niedorzecznie, ale jest w tym jakaś intrygująca obietnica przygody. To taki glamping nad brzegiem jeziora Como. Nocowałbym!
PODOBNE ARTYKUŁY: TEST: Volvo XC90 B5 AWD Ultimate Bright - weteran klasy premium
Wnętrze? Luksusowy areszt domowy
Po otwarciu ciężkich, solidnych drzwi wkraczamy do innego świata. Jasna, niemal sterylna tapicerka, wstawki z naturalnego drewna i chłodne aluminium tworzą atmosferę, której niemiecka konkurencja, zajęta montowaniem kolejnych ekranów i fioletowych LED-ów, nigdy nie zrozumie. Tu panuje spokój. Fotele to absolutne dzieło sztuki – są podgrzewane, wentylowane, masują i są tak wygodne, że po kilkuset kilometrach człowiek zastanawia się, czy nie zamieszkać w tym aucie na stałe.

Centralny punkt dowodzenia to pionowy ekran, a wisienką na torcie jest kryształowa gałka zmiany biegów od huty Orrefors. To wspaniały kawałek bezużytecznego piękna, który kochamy właśnie za to, że jest. Pytanie tylko, jak ten jasny, luksusowy salon zniesie kontakt z brutalną rzeczywistością biwakowania? Wizja wnoszenia do środka ubłoconych butów, mokrej kurtki i zapachu ogniska przyprawia o dreszcze. To wnętrze nie jest gotowe na przygodę. Ono jest gotowe na wizytę w galerii sztuki. Na szczęście w parku prasowym wyposażono mnie w komplet gumowych dywaników. Pasujących do wnętrza jak linoleum do pałacowego salonu.
Oferta - Używane Volvo XC90
Silnik: Siła spokoju, a nie huraganu
Pod maską pracuje jednostka o mylącym oznaczeniu B5. Niestety, nie oznacza ono pięciu cylindrów i gardłowego bulgotu. To dwulitrowa, czterocylindrowa benzyna, jak w milionie innych aut. Wspomaga ją układ mild hybrid, co w praktyce oznacza, że mały silniczek elektryczny pomaga jej płynniej ruszać i oszczędzać paliwo, ale nie napędza auta samodzielnie. Całość generuje 250 KM, co jest wartością... adekwatną. No i z tym oszczędzaniem paliwa też bym nie przesadzał, ale o tym za chwilę.
To nie jest rakieta. To dwutonowa forteca, która przemieszcza się z gracją i spokojem. Mocy wystarcza, by sprawnie wyprzedzać, a ośmiobiegowy automat działa tak płynnie, że można o nim zapomnieć. To napęd zaprojektowany przez ludzi, dla których emocje za kierownicą są czymś niepożądanym. No bo komu to potrzebne?! Jego zadaniem jest sprawne, ciche i bezstresowe dowiezienie pasażerów z punktu A do punktu B. I robi to perfekcyjnie.
Wrażenia z jazdy. Transatlantyk na kołach
To samochód stworzony do połykania kilometrów. Na autostradzie XC90 po prostu płynie. Pneumatyczne zawieszenie genialnie izoluje od świata, w kabinie jest cicho jak w bibliotece, a system Pilot Assist prowadzi auto niemal samodzielnie. Długie trasy mijały w poczuciu absolutnego relaksu. No ale wspomniany namiot na dachu nie dawał niestety o sobie zapomnieć i o ile przy prędkości do 100 km/h nie dawał o sobie znać, tak przy 120-130 km/h we wnętrzu robiło się jak w odrzutowcu. Szum powietrza był dokuczliwy i czasami miałem ochotę odkręcić śruby mocujące, zostawić ten klamot na pobliskiej stacji benzynowej i odjechać w siną dal. Ale cóż, trochę szkoda.
A co, gdy asfalt się skończy? Napęd na cztery koła i wyższy prześwit pozwolą zjechać na leśny dukt. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie próbował tym autem forsować ciężkiego terenu. Zwłaszcza na 22-calowych felgach z oponami o profilu tak niskim, że zdaje się, iż to tylko smuga czarnej farby. To kompan, który dowiezie nas komfortowo na skraj cywilizacji, a nie czołg do jej zdobywania. Auto robi ogólnie piorunujące wrażenie, ale dla komfortu zrezygnowałbym z tak dużych felg i dalekich podróży z namiotem na dachu. Lepiej wynająć pokój w dobrym hotelu.
Spalanie i ceny, czyli rzeczywistość kontratakuje
W mieście ten mobilny apartament potrzebuje 11-13 l/100 km. W trasie, przy spokojnej jeździe, można zejść do 8 l/100 km, a na autostradzie komputer pokaże okolice 9-9,5 l/100 km. Jak na tak wielki i ciężki pojazd, wyniki są do przyjęcia. No i wieziemy kawalerkę na dachu. To też ma jakiś tam wpływ na aerodynamikę (delikatnie mówiąc, nawet bardzo).
Ceny? Cóż, tanio nie jest. XC90 startuje z wysokiego pułapu, a doposażenie go do poziomu Ultra Bright z kilkoma dodatkami, jak ten testowany, z łatwością wywinduje cenę w okolice 450 000 zł. To terytorium najpoważniejszych graczy z Niemiec. Jeśli kogoś nie kręci szwedzka powściągliwość, może rzucić okiem np. na Audi Q7 w wersji 3.0 55 TFSI o mocy 340 KM w cenie od 386 600 złotych. Może to być też mniej dyskretne BMW X5 z 3.0 40i xDrive o mocy 381 KM za 422 500 złotych czy też Mercedesa GLE, tym razem z 2-litrowym silnikiem Diesla 300 d 4Matic i mocy 269 KM za 384 300 złotych. Alternatywy są więc kuszące.
CZYTAJ WIĘCEJ VOLVO XC90 vs. konkurencja
- Porównanie: Volvo XC90 vs Audi Q7 2025
- Porównanie: Volvo XC90 2024 vs BMW X5 2024. 7-osobowe SUV-y premium
Werdykt, czyli czy Szwedzi wciąć potrafią w SUV-y?
Volvo XC90 B5 w wersji Ultra Bright to wciąż król segmentu dla tych, którzy nie muszą niczego nikomu udowadniać. Jest przepastne, arcywygodne, piekielnie bezpieczne i wykonane z materiałów najwyższej próby. To motoryzacyjny bilet w pierwszej klasie do świata przygody. Tyle że jest to przygoda w wersji "all-inclusive" – z wygodnym łóżkiem, bez robaków i z pewnością, że rano wciąż będziemy wyglądać nienagannie. Połączenie 22-calowych felg z namiotem dachowym to najwspanialszy motoryzacyjny absurd, jaki widziałem od dawna. I właśnie za to, że ktoś miał odwagę stworzyć tak nielogiczną, ale fascynującą konfigurację, ten samochód zasługuje na uznanie.