TEST: Porsche Cayenne GTS 4.0 V8 460 KM. Wspomnienia szkolnych lat…
Pamiętam, gdy wkraczałem w dorosłość, a było to przeszło 20 lat temu, byłem zagorzałym miłośnikiem motoryzacji. Śledziłem trendy, nowości, rynek i nie wszystko mi się podobało. Pamiętam również, jak gorąco dyskutowałem z kolegami na szkolnym korytarzu, gdy premierę miało pierwsze Porsche Cayenne. Niemal doszło do rękoczynów!
Pamiętam, jak ci troglodyci marudzili, że Porsche się skończyło, że SUV tej marki to jakiś absurd i potwarz dla prawdziwych fanów. Hurr-durr, bla bla… Dziś, już wiedzą, że byli w ogromnym błędzie. Pewnie tego nie pamiętają lub pamiętać nie chcą, choć nie zapomnę nigdy tej chwili, gdy obok jednego z nich stanąłem nowym Porsche Cayenne GTS. On, ten najbardziej awanturujący się wówczas, stał obok w starej Astrze i chyba zapomniał o tym, aby pozbierać szczękę z kolan, bo gdy zapaliło się zielone światło, nawet nie raczył ruszyć, tylko tępo na mnie spoglądał. Ot, taki powrót do przeszłości w dość brutalnym psychicznie stylu. To było piękne. Nie zapomnę tego nigdy.
Ten, który uratował markę ze Stuttgartu
Do czego zmierzam? Otóż Porsche Cayenne, którego pierwsza generacja zadebiutowała w 2002 roku, było dla marki ze Stuttgartu-Zuffenhausen prawdziwym wybawieniem. Cayenne powstało w wyniku kooperacji z Grupą Volkswagena, w której Porsche posiadało wówczas większościowe udziały. Porsche potrzebowało tego auta, bowiem konkurencja zaczęła powoli odjeżdżać, moda się zmieniała, a oferowanie 911 w kilku(nastu?) wariantach było bardzo kosztowne. W ramach tej współpracy Volkswagen użyczył platformy E, na której powstał Volkswagen Touareg, zaś przedłużona wersja tejże płyty posłużyła firmie Audi, będącej także w kooperacji z Grupą Volkswagena, do stworzenia Audi Q7.
Chyba nawet do dziś ortodoksyjnym fanom, koncepcja auta jak i nadwozie burzą światopogląd, ale nie ukrywajmy – gdyby nie Cayenna, a później Panamera oraz Macan, nie byłoby takich perełek jak 911 czy Cayman. Porsche przetrwało, zaczęło zarabiać krocie, a wspomniane modele są filarem marki. Fakt, pierwsza generacja nie podobała mi się wizualnie i nadal mi się nie podoba – w białym kolorze wygląda jakby na kulce sera mozarella usiadł niedźwiedź. Druga generacja wyglądała zdecydowanie lepiej, ale dopiero do trzeciej się w pełni przekonałem, a w odpowiedniej konfiguracji uchodzi za jednego z najładniejszych SUV-ów na rynku. Ba! Nawet odmiana coupe wygląda niczego sobie!
GTS, czyli Gdzie Ten Sport?
A w sumie wszędzie… i nigdzie, a wszystko zależy od widzimisię i kaprysu kierowcy. Jeśli właściciel odpowiednio skonfigurował auto i nie szczędził złotówek w salonie (a o tym za chwilę), to dostanie auto o charakterze Hulka. Gdy kierowca chce spokoju i relaksu, włącza muzykę (audio Bose gra świetnie!), tryb neutralny i snuje się ulicami nieśpiesznie w ciszy i ponadprzeciętnym komforcie. Silnik brzmi delikatnie, pomrukuje leniwie w tle, skrzynia przerzuca biegi bezszelestnie, a pneumatyka izoluje od większości nierówności. Po prostu cudownie i przyjemnie. Ale gdy kierowca zapragnie zastrzyku emocji w końskiej dawce, przełącza tryb w Sport+ i wtedy dzieje się magia.


Komfortowy i leniwy SUV o masie ponad dwóch ton zmienia się w dzikiego, warczącego, strzelającego i przyjemnie szarpiącego zwierza, które sieje postrach na drodze. Wtedy 4-litrowa podwójnie doładowana jednostka V8 daje z siebie wszystko, a aktywny układ wydechowy gra piękną symfonię na osiem fajerek. Moc 460 KM oraz moment obrotowy 620 Nm w połączeniu z fenomenalną przekładnią 8-stopniową PDK oraz napędem na cztery koła z preferencją tylnej osi sprawiają, że ten kolos jakby zrzucał po drodze z pół tony i daje mnóstwo frajdy z jazdy. Porsche do perfekcji opanowało sztukę łamania praw fizyki, ale pod warunkiem, że auto doposażymy w odpowiednie zabawki. Nie sztuka jest stworzyć szybkiego SUV-a na prostych. Sztuką jest utrzymać go w ryzach na zakrętach, a nad tym panują takie dodatki, jak Porsche Active Suspension Management (PASM) oraz Porsche Dynamic Chassis Control (PDCC). W tym aucie to naprawdę pożądane dodatki. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 4,8 sekundy, a prędkość maksymalna to 270 km/h. Jak na wielkiego SUV-a, to wartości ponadprzeciętne.
To nie BMW, ale Będziesz Miał Wydatek!

Oczywiście za te przyjemności trzeba sporo zapłacić. Co prawda w podstawie Cayenne GTS kosztuje 589 000 złotych, ale kilka dodatków po prostu trzeba kupić. Dlaczego? Samo w sobie Cayenne GTS jest świetne, ale kilka gadżetów podbija poziom tego auta. O czym mówię? Lakiery, felgi, tapicerki itp. to kwestia gustu - każdy konfiguruje jak mu się podoba. Ale takie dodatki, jak wspomniane Porsche Active Suspension Management (PASM) oraz Porsche Dynamic Chassis Control (PDCC) - w sumie za niespełna 27 000 złotych – to pozycje obowiązkowe! A co jeszcze można dokupić?
- Lakier np. Carmine Red – 11 763 PLN
- Felgi 22-calowe z poszerzeniem nadwozia – 12 409 PLN
- Pakiet wykończenia wnętrza GTS – 10 703 PLN
- Adaptacyjne fotele sportowe z przodu – 9 822 PLN
- Pakiet zewnętrzny Carbon Design – 12 586 PLN
- Dach panoramiczny – 9 939 PLN
- Elektrycznie rozkładany hak holowniczy – 5 999 PLN
- Pakiet Sport Chrono z zegarkiem Porsche Design Subsecond – 10 498 PLN
- Skrętna tylna oś – 10 116 PLN
- Hamulce Porsche Ceramic Composite Brake (PCCB) – 44 168 PLN
To tylko część z możliwych dodatków, które bezproblemowo podniosą cenę do około 750 000 złotych. Za takie pieniądze kupimy już 550-konną wersję Turbo, ale tam też są dodatki, więc…

Podsumowanie
Porsche Cayenne od 20 lat łamie stereotypy i pokazuje niedowiarkom, że można. Porsche może być SUV-em. SUV Porsche może być szybki i sportowy, a sportowe emocje nie muszą oznaczać braku wygody i komfortu. To wszystko kosztuje niebotyczne pieniądze, ale nawet malkontent, gdy raz przejedzie się tym autem i pozna jego możliwości, zmienia zdanie i osiąga świadomość, dlaczego Cayenne jest tak dobre.