TEST: Nissan Ariya Nismo. Elektryczny samuraj czy kolejny SUV z baterią?
Dzisiaj kilka słów o Ariya Nismo. Wersja budzi skojarzenia z GTR, choć w wydaniu Nissana to rodzinny, elektryczny SUV.

No dobrze, przyznajmy od razu. Kiedy słyszysz "Nismo", myślisz o ryczących GT-R'ach, o samochodach, które potrafią skręcić twoje wnętrzności w precel przy starcie i wgryźć się w asfalt na zakrętach z determinacją wściekłego teriera. A potem słyszysz "Ariya" i myślisz... no właśnie, o czym? O rodzinnym, elektrycznym SUV-ie. Trochę jakby ktoś próbował połączyć ogień z wodą, albo co gorsza, keczup z dżemem truskawkowym. Co z tego wyszło?
Nissan Ariya Nismo. Oksymoron na kołach?

Powiedzmy sobie szczerze, standardowa Ariya jest... cóż, jest. Niebrzydka, nowoczesna, ale trochę jak ugrzeczniony robot kuchenny na kołach. Nismo na szczęście (na pewno?) próbuje to zmienić. Dostajemy bardziej agresywne zderzaki, które wyglądają, jakby mogły odgryźć kawałek mniejszego samochodu, jeśli ten podjedzie za blisko. Są też nowe, większe, 20-calowe felgi, które przynajmniej starają się wypełnić te obszerne nadkola. Nie zabrakło też charakterystycznych dla Nismo czerwonych akcentów tu i tam, subtelnych jak kopniak w kostkę. Najbardziej rzuca się w oczy tylny spojler. Nie jest to jakieś monstrualne skrzydło godne bolidu F1, ale jest zauważalnie większy i bardziej zadziorny niż w cywilnej wersji. Czy to wszystko sprawia, że Ariya Nismo nagle wygląda jak drogowy wojownik? Nie do końca.
To wciąż duży, rodzinny SUV, tyle że teraz ubrany w dres i z groźniejszą miną. Trochę jak wujek, który po kilku piwach na grillu próbuje udowodnić, że nadal jest w formie i chce pokazać, jak „za młodu” skakał po drzewach. Ale trzeba przyznać, że wygląda lepiej, bardziej charakternie. Nie jest to może piękność, która zwali wszystkich z nóg, ale przynajmniej przyciąga wzrok i nie ginie w tłumie innych elektrycznych pudełek. Ale czy na pewno chcesz przyciągać tego typu uwagę? Ja nie jestem pewny…
Nissan Ariya Nismo - wnętrze

W środku Nismo kontynuuje swoją krucjatę przeciwko nudzie. Mamy tu więcej czerwonych przeszyć, trochę alcantary na kierownicy (co zawsze dodaje sportowego sznytu, nawet jeśli jedziesz po bułki) i fotele, które wyglądają na bardziej sportowe i obiecują lepsze trzymanie boczne. Pytanie, czy faktycznie tego wszystkiego potrzebujesz w elektrycznym SUV-ie, który waży tyle co mały księżyc? Pewnie nie, ale wygląda fajnie.
Poza tymi akcentami, to wciąż ta sama, dobrze znana Ariya. Oznacza to minimalistyczny design, dwa duże ekrany dominujące na desce rozdzielczej i te haptyczne przyciski ukryte w drewnopodobnych panelach, które albo pokochasz za ich nowoczesność, albo znienawidzisz za to, że czasem trudno w nie trafić podczas jazdy.
Przestronność? Jest. W końcu to duży SUV. Z tyłu spokojnie zmieści się trójka dorosłych, o ile środkowy nie jest akurat zapaśnikiem sumo. Bagażnik też jest przyzwoity, choć pewnie jak zwykle okaże się za mały, gdy spróbujesz zapakować rodzinę na wakacje z dmuchanym flamingiem i zapasem parówek na dwa tygodnie.
Jakość wykonania jest... japońska. Solidnie, bez trzasków, ale miejscami można by oczekiwać trochę więcej finezji, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Nismo to przecież ta "lepsza" półka. Nie jest to jednak poziom, który sprawi, że będziesz płakać w poduszkę.
Nissan Ariya Nismo - napęd. Dwa silniki i obietnica emocji
No dobrze, przejdźmy do mięsa, a raczej do elektronów. Ariya Nismo nie jest jakimś potulnym barankiem. Mamy tu do czynienia z dwoma silnikami elektrycznymi, po jednym na każdą oś, co oznacza napęd na cztery koła e-4ORCE. I tu zaczyna się robić ciekawie. W zależności od wersji, moc systemowa to albo imponujące 367 KM, albo jeszcze bardziej imponujące (przynajmniej na papierze) 435 KM w topowej odmianie z większą baterią. Akurat tą mocniejszą odmianą miałem okazję jeździć. To sporo koni, nawet jak na ciężkiego elektryka. Nissan twierdzi, że ta mocniejsza wersja potrafi katapultować się do setki w okolicach 5 sekund. To już terytorium niektórych całkiem poważnych samochodów sportowych. Przy okazji nie mogę pominąć pewnej kwestii. Otóż „zwykła” wersja generuje 306 KM (są również słabsze, ale te odłóżmy na bok). To o blisko 130 KM mniej, ale przyspieszenie 0-100 km/h zajmuje całkiem niezłe 5,7 sekundy. Wydaje mi się, że moc 435 KM powinna skrócić czas nieco bardziej, niż tylko o 0,7 sekundy. No ale nie tylko przyspieszeniem człowiek żyje. Jak z wrażeniami z jazdy? Czy suche liczby przekładają się na realne wrażenia zza kierownicy?
Wrażenia z jazdy

Odpalam (a raczej "aktywuję") Ariyę Nismo i ruszam. Pierwsze wrażenie? Cisza. No tak, to elektryk. Ale nawet w trybie "Nismo" (bo oczywiście taki jest), który ma niby podkręcać reakcję na gaz i usztywniać zawieszenie, nie słychać żadnego sztucznego ryku z głośników, co akurat można uznać za plus. Niektórzy producenci próbują udawać, że ich elektryki brzmią jak V8, co jest równie przekonujące jak próba nauczenia kota gry na pianinie. Oczywiście układ napędowy wydaje charakterystyczne „elektryczne” piszczenie i buczenie, ale nic nie warczy na mnie z głośników. Chociaż tyle dobrego!

Przyspieszenie jest, jak można się spodziewać po mocnym elektryku, natychmiastowe i wciskające w fotel. Te 435 koni naprawdę potrafią zaskoczyć niejednego kierowcę przy starcie spod świateł. Wyprzedzanie na autostradzie to formalność. Wciskasz "gaz" (czy jak to tam się nazywa w elektryku) i po prostu znikasz. Ale co z zakrętami? Czy Ariya Nismo potrafi tańczyć, czy tylko potyka się o własne kilogramy?

Inżynierowie Nismo podobno grzebali przy zawieszeniu, usztywnili je i postarali się, żeby ten wieloryb na kołach prowadził się trochę bardziej precyzyjnie. I owszem, czuć różnicę w stosunku do standardowej Ariyi. Przechyły nadwozia są mniejsze, a samochód wydaje się bardziej zwarty i chętny do zmiany kierunku. Układ kierowniczy, choć wciąż trochę zbyt lekki jak na mój gust, daje nieco więcej informacji zwrotnych.
Jednak nie oszukujmy się. Praw fizyki nie da się oszukać tak łatwo, jak urzędu skarbowego. Ariya Nismo to wciąż ciężki samochód. Przy naprawdę szybkiej jeździe na krętej drodze czuć tę masę, która próbuje wypchnąć cię na zewnątrz zakrętu. Napęd na cztery koła e-4ORCE robi co może, żeby utrzymać trakcję i zapewnić neutralne prowadzenie, i trzeba przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. Można nawet poczuć delikatną nadsterowność przy wyjściu z zakrętu, jeśli odpowiednio sprowokujesz auto. Ale nie jest to zwinność i lekkość, jakiej oczekiwałbyś po samochodzie z plakietką Nismo na tylnej klapie. To raczej sprawny ciężarowiec, który nauczył się kilku sztuczek baletowych.
Hamulce? Podobno też je poprawiono. I dobrze, bo zatrzymanie takiej masy z wysokich prędkości wymaga sporej siły. Czy są wybitne? Trudno powiedzieć po krótkiej jeździe, ale wydają się adekwatne do możliwości auta. Na tor się nie wybrałem, bo trochę szkoda mi tego auta, a i są inni testujący, którzy pewnie chcieliby sprawdzić to auto i otrzymać je w przyzwoitym stanie. Poza tym – Nissanem Ariya Nismo na tor? Nie wydaje mi się…
Co z komfortem? Usztywnione zawieszenie Nismo oznacza, że na nierównościach poczujesz trochę więcej niż w standardowej Ariyi. Nie jest to jednak poziom, który wybije plomby z zębów. To wciąż akceptowalny kompromis, zwłaszcza jeśli cenisz sobie bardziej bezpośrednie prowadzenie.
Nissan Ariya Nismo - zasięg i ładowanie
Ariya Nismo dostępna jest z dwoma rozmiarami baterii: mniejszą 63 kWh (netto) i większą 87 kWh (netto). Oczywiście testowana odmiana Nismo miała tą większą baterię. Nissan obiecuje zasięgi, które w teorii wyglądają całkiem nieźle. Dla wersji z większą baterią i mocniejszym silnikiem mówi się o około 400 kilometrach. Ale jak to zwykle bywa z elektrykami, realny zasięg będzie zależał od stylu jazdy, temperatury i tego, czy akurat nie postanowiłeś włączyć ogrzewania na maksa w środku zimy. Jeśli będziesz czerpać pełnymi garściami z tych 435 koni, możesz być pewien, że zasięg skurczy się szybciej niż cierpliwość teściowej.
Ładowanie? Ariya Nismo obsługuje szybkie ładowanie prądem stałym (DC) z mocą do 130 kW. To przyzwoity wynik, ale są już na rynku modele, które ładują się szybciej. Oznacza to, że naładowanie baterii od, powiedzmy, 10% do 80% powinno zająć około 30-40 minut na odpowiednio szybkiej ładowarce. W domu, z wallboxa, będziesz musiał uzbroić się w cierpliwość na całą noc. W praktyce wyszło… trochę gorzej. Po kilku wizytach na ładowarce o mocy 150 kW wyszło, że Ariya niechętnie przyjmuje moc powyżej 70-80 kW. Próbowałem przy 20, 30 i 40 procentach baterii, by „wcelować” w najwyższy punkt krzywej ładowania, ale się nie udało.
Nissan Ariya Nismo cena
…nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać. Wspomniana 306-konna odmiana Evolve e-4ORCE z baterią 87 kWh to koszt 254 900 złotych. Odmiana Nismo o mocy 435 KM i z taką samą baterią to koszt 279 900 złotych. Teoretycznie wzrost ceny nie jest specjalnie szokujący (biorąc pod uwagę przyrost mocy i zmiany w układzie napedowym), ale z drugiej strony, Ariya w słabszych wersjach nie sprzedaje się jakoś wyjątkowo dobrze, więc popularność jeszcze droższego modelu może być – delikatnie mówiąc – skromna. Podobno na rynku Polskim ma pojawić się zaledwie 40 egzemplarzy. Czy wszystkie się sprzedadzą, czy tylko będą ładnie wyglądały na honorowych miejscach u dealerów? Nie wiem, ale się domyślam. Tym bardziej, że konkurencja jest spora.
Czytaj więcej: TEST: Nissan Ariya Evolve FWD 87 kWh – przykład udanego elektryka
Alternatywy o podobnym charakterze?
- Audi Q4 e-tron (77 kWh) 340 KM – 283 800 złotych
- BMW X2 (65 kWh) 313 KM – 269 500 złotych
- Ford Capri (79 kWh) 340 KM – 246 770 złotych
- Tesla Model Y Long Range (75 kWh) 514 KM – 229 900 złotych
- XPeng G6 Performance (84 kWh) 476 KM – 247 900 złotych
Możliwości jest naprawdę o wiele więcej i o ile mocy jest nieco mniej (choć osiągi niewiele gorsze), tak porównywanie Nissana do Audi, BMW czy Mercedesa… no to daje do myślenia!
Czy Nismo to tylko znaczek, czy jednak zobowiązanie?
Nissan Ariya Nismo to ciekawa propozycja. To próba połączenia rodzinnej praktyczności elektrycznego SUV-a ze sportowym duchem Nismo. I trzeba przyznać, że w pewnym stopniu się to udało. Wygląda bardziej agresywnie, prowadzi się pewniej i oferuje naprawdę imponujące osiągi.
Ale czy to prawdziwe Nismo, które sprawi, że zapomnisz o bożym świecie na krętej drodze? Raczej nie. To wciąż duży i ciężki SUV, tyle że teraz szybszy i bardziej bezpośredni. To raczej "Nismo-lite" – sportowy akcent dla tych, którzy potrzebują rodzinnego elektryka, ale chcą czegoś z odrobiną pazura. Jeśli szukasz bezkompromisowego sportowego samochodu, to Ariya Nismo Cię rozczaruje. Ale jeśli szukasz szybkiego, dobrze wyposażonego i wyróżniającego się z tłumu elektrycznego SUV-a, który potrafi dostarczyć trochę emocji, a przy okazji nie boisz się wydać na niego sporej sumy pieniędzy, to Ariya Nismo może być interesującą opcją.
Tylko pamiętaj, że za te pieniądze możesz mieć na przykład... no cóż, mnóstwo innych, równie szybkich, a może nawet bardziej ekscytujących samochodów. Ale żaden z nich nie będzie elektrycznym SUV-em Nissana z plakietką Nismo. I dla niektórych to może być wystarczający argument.