TEST: BMW Seria 7 3.0 R6 740d 299 KM. Przyprawia o zawrót głowy!
Nowe BMW Serii 7 jest samochodem dla wąskiej grupy klientów. Wymaga nie tylko zaplecza finansowego, ale również gustu, do którego przemówi nowy projekt producenta.

W sumie powinienem napisać, że „przyprawia o ból głowy”, ale nie chciałem, aby zabrzmiało negatywnie. A co mam na myśli? Gdziekolwiek się nie obejrzę, spytam o opinię lub usłyszę ją spontanicznie od postronnej osoby, niemal jak jeden mąż wszyscy mówią, że nowa „siódemka” jest brzydka. Są również bardziej radykalne opinie. Tak czy inaczej nie pamiętam, czy kiedykolwiek testowałem auto, które tak mocno zyskałoby przy bliższym poznaniu. Jakie jest BMW Serii 7 z najrozsądniejszą jednostką napędową?
Nowe BMW Seria 7 nie dla każdego


Już poprzednia generacja BMW Serii 7 po liftingu była kontrowersyjna, a wielkie nerki z przodu podzieliły miłośników tego modelu (i nie tylko). Jedni z trudem tuszowali grymas niezadowolenia, niektórzy po pewnym czasie dochodzili do wniosku, że to nawet pasuje, inni wręcz odwracali się od BMW i wieszczyli rychły upadek bawarskiego producenta. No cóż, tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, BMW się rozwija i w imponującym tempie serwuje nam coraz to nowsze, odświeżone i coraz częściej, dość radykalne modele. Ale jeśli kogoś zszokowała stylistyka przedniej części odświeżonej Serii 7 poprzedniej generacji, na widok nowej z trudem zbierał szczękę z podłogi.

Nie ukrywam, ja również widząc pierwsze oficjalne zdjęcia prasowe z trudem powstrzymałem serię niecenzuralnych słów. Moje zdziwienie było ogromne i w pierwszym odruchu chciałem pozamykać wszystkie strony ze zdjęciami Serii 7 i jak najszybciej wymazać ten obraz z głowy. Ale co zostało zobaczone, już się nie „odzobaczy”, więc nie pozostało nic innego, jak tylko oswoić się z tym widokiem jak również z myślą o tym, że nowe modele od Bawarczyków będą miały właśnie tak szokującą stylistykę.

Teraz, po wielu miesiącach od premiery, oswojeniu się z widokiem wielkiego grilla, po teście nowej Serii 7 dochodzę do wniosku, że… to ma sens. Ciężko go pojąć i wiem, że nawet najdłuższe tłumaczenie nie przekona zagorzałych sceptyków, a jeśli napiszę to, co pierwsze przychodzi mi do głowy, pewnie wielu całkowicie się oburzy. Otóż, do tej stylistyki trzeba… dorosnąć. Dorosłość to nie tylko wiek, mądrość, ale również doświadczenie, a nową Serię 7 trzeba doświadczyć, sprawdzić i poznać jej wszystkie zalety. Sam obraz, stylistyka zewnętrzna to nie wszystko. Zgadzam się, pierwsze wrażenie jest złe. Ale warto popatrzeć na to auto w nieco inny sposób.
Cienka granica pomiędzy wulgarnością a elegancją
Tą cienką granicę można łatwo przekroczyć nieumiejętną konfiguracją. Ja wiem, że to kwestia gustu i każdy ma własne poczucie estetyki, ale ja wciąż nie mogę przekonać się do dwukolorowego nadwozia. Mam wrażenie, że to pasuje (i to też nie zawsze) do aut najwyższej klasy tj. Rolls-Royce’a. W BMW wygląda to niespecjalnie, ale umówmy się – co kto lubi. Ja dostałem do testów konfigurację z rewelacyjnym lakierem czerwonym Avanturine z palety BMW Individual, który w połączeniu z jasną tapicerką w środku, prezentował się fenomenalnie i naprawdę elegancko. Ja wiem, że wszystko przełamuje wielki i dodatkowo podświetlany grill, ale podświetlany grill mają również inne auta np. Skoda Enyaq i nikt nie robi z tego zagadnienia.
Jeśli ktoś bardzo chce, może zdecydować się na czarny, ciemnoszary lub grafitowy lakier z matowym wykończeniem, czarne felgi i czarne wnętrze – każdy elegancję postrzega według własnych preferencji i właśnie to jest siła tego modelu. Można zrobić „odpustową” wersję z dwukolorowym nadwoziem, polerowanymi felgami i tapicerką o kilku fakturach, jak również stonowaną, w ciemnoszarym kolorze, z czarną jednolitą tapicerką i z mniejszymi felgami. Moja wersja była tak w połowie drogi pomiędzy radykalną, a stonowaną konfiguracją, z naciskiem na tą drugą. Gdyby nie naprawdę rzucające się w oczy i nie będę udawał, niespecjalnie ładne nerki, linia auta, kształty, stylistyczne zabiegi i smaczki, Seria 7 miałaby na pewno o wiele więcej zwolenników. Początkowo nie mogłem patrzeć na ten grill, ale gdy zobaczyłem auto na żywo, pojeździłem nim i się z nim bliżej poznałem, przestały mi przeszkadzać. Innym przeszkadzają, nawet bardzo i wszyscy, którzy nie znają tego samochodu, oceniają go właśnie patrząc tylko na grill.
To tak, jakby oceniać piękną, wartościową kobietę, która ma jedną wadę w nieskazitelnym wizerunku np. widoczne znamię na policzku. Niby niewiele. Dla tych, co ją znają, kompletnie nieistotne, ale dla postronnych osób to znamię będzie wyznacznikiem wszystkiego. Trochę małostkowe, ale każdy ma prawo do własnej oceny, tak samo jak każdy ma prawo się z taką oceną nie zgadzać.
No i jeszcze z „ropniakiem”?! No i bardzo dobrze!
Początkowo miałem dostać do testu odmianę i7 z napędem elektrycznym, ale w ostatniej chwili zaszła zmiana i dostałem jednostkę napędową z drugiego bieguna – silnik Diesla. Być może jestem staroświecki, ale to właśnie taki silnik pasuje do limuzyny najlepiej, a jednostka elektryczna… no cóż. Po 300-400 kilometrach zatrzymywać się na ładowanie, a to będzie trwało (pomijając naszą kiepską infrastrukturę), bowiem bateria ma słuszną pojemność. No siłą rzeczy nie pasuje mi to do charakteru limuzyny. Pozornie do takiej maszyny pasuje mocny silnik benzynowy, ale sęk w tym, że takich w Serii 7 nie dostaniemy. Jest co prawda hybryda plug-in o mocy systemowej 571 KM, ale większość tej mocy generuje silnik elektryczny, a silnik elektryczny potrzebuje do pracy baterii. Bateria swoje waży, a taki model kosztuje 185 000 złotych więcej. Pod maską i tak pracuje jednostka 3.0 R6, więc nie ma co liczyć na aksamitnie pracujące i przyjemnie brzmiące V8. Nie te czasy.
Testowana wersja z silnikiem Diesla 3.0 R6 o oznaczeniu 740d być może nie imponuje na papierze, nie wzbudza emocji, ale w takich autach (moim zdaniem) nie o to chodzi. Tutaj liczy się komfort, a do tego komfortu zaliczam również zasięg. W tym modelu wynosi on ponad 1000 kilometrów. Po przejechaniu takiego dystansu, zatrzymujemy się na stacji, tankujemy i jedziemy dalej. Postój trwa co najwyżej kilkanaście minut, o ile ktoś jest w stanie zrobić 1000 kilometrów bez postoju. Ja pokonałem tym autem blisko 800 kilometrów, z czego sporą część po mieście, a przy zdawaniu samochodu komputer pokładowy pokazywał jeszcze 200 kilometrów zasięgu. Czy w międzyczasie doskwierały mi brak mocy, problemy z kulturą pracy, elastycznością? Ani razu.
Ten 3-litrowy motor o mocy 299 KM i momencie obrotowym 650 Nm to prawdziwy majstersztyk, wspierany przez instalację miękkiej hybrydy. Sam silnik spalinowy generuje 286 KM, ale wspomaga go silnik elektryczny o mocy 18 KM co daje moc systemową 299 KM. To zadziwiające, aby ważąca około 2200 kilogramów i mierząca 5391 mm długości jeżdżąca posiadłość, z silnikiem o mocy około 300 KM, była w stanie przyspieszyć od 0 do 100 km/h w 5,8 sekundy, rozpędzić się do 250 km/h, a przy okazji spalała mniej paliwa, niż niejeden kompaktowy crossover. Po pierwszej trasie z Warszawy do Radomia, po równo 100 kilometrach przepisowej jazdy, z czego ponad 60 kilometrów to droga ekspresowa, komputer pokładowy pokazywał spalanie na poziomie nieco ponad 6 l/100km. Sam w to nie wierzyłem, ale po pokonaniu około 400-kilometrowej trasy Radom-Kraków-Radom, wyniki się potwierdziły – 6,5 l/100km. W mieście, przy spokojnej jeździe bez problemu można zejść poniżej 9 l/100km. Nie mam uwag. Nawet dźwięk tej jednostki podczas dynamicznego przyspieszania jest przyjemny. Nie wiem jak BWM to zrobiło, ale to moim zdaniem najlepszy silnik do tego auta, a co najlepsze – najtańszy w ofercie.
Nowe BMW Serii 7. Zapraszamy na salony


Dosłownie! W tym samochodzie czułem się jak w komfortowym, przytulnym salonie, całkowicie odizolowany od otoczenia, zaopiekowany i dopieszczony! Zamiast zimnej, skórzanej tapicerki, dostałem coś fantastycznego – połączenie miękkiej skóry, wełny i kaszmiru. Coś niesamowitego! Przyznam, że nie było mi jeszcze dane obcować z tak przyjemną tapicerką i jeśli miałbym takie pieniądze, wybrałbym dokładnie ten materiał i nawet w tej konfiguracji kolorystycznej. Skóra w odcieniu ciemnoszarym oraz ecru z szarym, melanżowym i przemiłym w dotyku materiałem – rewelacja. Do tego czarna podsufitka, kryształowe elementy sterujące i bajeczne oświetlenie ambientowe. Efekt psuje nieco szeroki panel dwóch połączonych ze sobą ekranów, ale z drugiej strony jest on tak minimalistyczny, że kompletnie mi nie przeszkadzał. A jeśli chodzi o ekran…



Gdy już otworzymy… Wróć! Gdy otworzą się przed nami automatyczne drzwi, które uruchamiamy przyciskiem (po co się męczyć tradycyjnym otwieraniem?), naszym oczom ukaże się prywatna, luksusowa sala kinowa o niezwykle kameralnym charakterze. Tak, nie pomyliłem się – sala kinowa. W suficie zamontowano ultrapanoramiczny ekran dotykowy, na którym możemy wyświetlać treści z serwisów Netflix, Amazon Prime, YouTube i wielu innych. Do tego po prawej stronie prezesa znajduje się rozkładany fotel, a raczej luksusowa leżanka z aktywnym ogrzewaniem wentylacją i masażem. Wszystkimi funkcjami możemy sterować za pomocą dedykowanych paneli w boczkach drzwi z dotykowymi ekranami. Rolety, oświetlenie, ogrzewanie, wentylacja, multimedia, ekran i wiele innych ustawień w zasięgu ręki. Jedyne czego żałuję to to, że nie miałem prywatnego szofera, a test trwał kilka dni, a nie cały miesiąc. Z tego auta nie chce się wysiadać!
Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale…
… trudno pominąć tą jakże istotną kwestię. Cennik zaczyna się od kwoty 525 000 złotych za wersję z testowanym silnikiem wysokoprężnym oraz w standardowej stylistyce. Za pakiet sportowy M, który zmienia zderzaki, listwy progowe, obręcze kół itp. zapłacimy już 560 600 złotych, a przecież to dopiero początek. Dopłacimy m.in. za:
- Pakiet Connoisseur (funkcja aktywnej wentylacji i masażu foteli przednich) – 10 600 złotych
- Pakiet termiczno-akustyczny (izolacja termiczna i akustyczna szyb, ogrzewanie Comfort etc.) – 10 600 złotych
- Pakiet innowazji (aktywny asystent parkowania z pakietem kamer itp.) – 11 300 złotych
- Pakiet sportowy M Pro (M Shadowline, kierownica sportowa M etc.) – 19 100 złotych
- Pakiet Executive (aktywna wentylacja foteli tylnych, funkcja masażu etc.) 23 700 złotych
- Pakiet Executive Lounge (fotele Executive Lounge, system rozrywki z ekranem etc.) – 58 400 zł
Jest jeszcze kilka „drobiazgów”, które mogą wywindować cenę do ponad 800 000 złotych. Moja konfiguracja kosztowała 808 000 złotych.
Podsumowanie
Po takich testach pozostaje mi olbrzymi niedosyt, ale z drugiej strony jest też ogromna satysfakcja poprzeplatana ze zdziwieniem. Początkowo do tego auta podchodziłem z niechęcią. Pewnie podobnie ma większość, która nie miała styczności z tym autem. Już po pierwszych godzinach niechęć przeradzała się w zafascynowanie i podziw. Aż trudno sobie wyobrazić, że w aucie może być aż tyle najróżniejszych dodatków, systemów, gadżetów i elementów, które mają proste zadanie – zadziwić, uprzyjemnić życie i sprawić, że obcowanie z tym samochodem będzie niezapomniane. Jeśli pominę kwestię estetyki, która jest kontrowersyjna, mogę śmiało przyznać, że to w chwilo obecnej najbardziej zaawansowana limuzyna tej klasy na rynku. Czy mi się podoba? Jako całokształt – niezaprzeczalnie. Jeśli miałbym patrzeć tylko na powierzchowność, być może wybrałbym coś z konkurencyjnego obozu, ale przy takich autach, liczy się coś więcej, niż pierwsze wrażenie.