Test: Abarth 600e 54 kWh 280 KM. Skorpion bez żądła?
Czy Abarth 600e to po prostu kolejny elektryczny crossover o sportowych aspiracjach? Sprawdziłem to na torze Balocco Proving Ground.
Już dawno doszedłem do wniosku, a w międzyczasie często się upewniam, że samochody elektryczne są w stanie grać tylko na emocjach związanych z dynamicznym przyspieszeniem. Poza tym nie sa w stanie dostarczyć zbyt wielu wrażeń (choć jest kilka wyjątków). Czy Abarth 600e to po prostu kolejny elektryczny crossover o sportowych aspiracjach? Sprawdziłem to na torze Balocco Proving Ground.
Z zewnątrz Abarth 600e prezentuje się naprawdę dobrze!
Zaznaczam na początku - o ile ktoś nie wybierze czarnego lakieru! Nawet z białym nadwoziem Abarth 600e wygląda nieźle, ale dopiero w zieleni lub fiolecie pokazuje pełnię swoich stylistycznych możliwości. Ale od początku!
Oczywiście Abarth 600e to po prostu zmodyfikowany stylistycznie (o technikaliach za chwilę) Fiat 600e i o ile wersja “cywilna” jest dość łagodna i trochę zbyt grzeczna, tak Abarth dodał dość sporo ciekawych elementów. Po pierwsze - zawieszenie. Oczywiście twardsze i wyraźnie niższe, co w połączeniu z rewelacyjnie wyglądającymi 20-calowymi felgami daje niezły efekt.
Test: Abarth 500e - 155 KM i ponad 200 km zasięgu sportowej jazdy

W zasadzie już to by wystarczyło, aby dodać autu nieco pazura. Ale to nie wszystko, bo zmieniły się także zderzaki i listwy progowe. Szczególnie przedni zderzak przeszedł gruntowne przemodelowanie. Wystarczy spojrzeć na auto z profilu, aby zauważyć charakterystyczny nos rekina. Patrząc na auto od frontu zauważymy prostokątny wlot powietrza, nawiązujący do kultowego Abartha 850 TC. Z tyłu zaś oprócz prostokątnej blendy mamy słusznych rozmiarów atrapę dyfuzora. Świetnie prezentuje się także spojler dachowy, ze specyficznym podziałem i kwadratowym wykończeniem. W sumie styliści dość odważnie połączyli obłe i łagodne kształty oryginalnej 600-tki z ostrymi, prostymi liniami dodatków. Bardzo mi taki misz-masz pasuje.

Nie można oczywiście pominąć nawiązania do Alfy Romeo Junior Veloce, która jest technicznym bratem (lub siostrą) bliźniakiem. Pod względem parametrów jest w zasadzie podobnie, prowadzenia również (o tym za chwilę), ale stylistycznie to dwa różne światy. Który bardziej mi się podoba? To bardzo trudne pytanie i naprawdę nie wiem, w którą stronę bym się skierował, gdyby na parkingu stały oba modele obok siebie.
We wnętrzu również widać sportowe konotacje!

Ale tutaj znów warunek! Musi to być wersja topowa lub z opcjonalnym pakietem zawierającym fantastyczne fotele kubełkowe. Podobnie jak w przypadku Alfy Romeo Junior Veloce, tak i tutaj “kubełki” nie dość, że prezentują się wybornie - futurystyczno-sportowo - to na dodatek są zaskakująco wygodne i rewelacyjnie trzymają w zakrętach. Siedzisko jest długie, świetnie podpiera uda, boczki szczelnie otulają ciało, a tkanina dodatkowo zapobiega przemieszczaniu się na zakrętach czy podczas szybkiego manewrowania. Co prawda cała reszta wnętrza ma kształty z 600-tki, ale zmiana materiałów, kolory i kilka dodatków dodaje sportowego smaczku.

Niestety w beczce miodu jest również trochę dziegciu. Jakość materiałów i wykończenia na niektórych elementach. Ja rozumiem, że nie jest to auto z segmentu premium (choć cena do niego dobija…), a i pierwowzór nie był zbyt wyszukaną bazą, ale twarde i tanio wyglądające połacie plastiku na boczkach drzwi czy w wielu miejscach kokpitu trochę rażą w oczy. W aucie sportowym nie to jest najważniejsze, ale po niedawnej premierze Renault 5 E-Tech, gdzie jakość materiałów czasami imponowała, apetyt nieco wzmógł i możemy wymagać od takich aut nieco więcej.
Czy Abarth 600e stracił ostre żądło?

Żądło niby jest, ale trochę stępione i bez takiej ilości jadu, jaką oferowały wersje spalinowe. Nie będę Wam mydlił oczu - po pierwszych pokonanych zakrętach na torze Balocco Proving Ground byłem nieco rozczarowany. Z biegiem czasu, gdy udało mi się nieco zrozumieć to auto, jego zachowanie i maniery, jazda dawała nieco więcej radości i satysfakcji, ale - podobnie jak z Alfą Romeo Junior Veloce - brakowało mi ostrzejszego charakteru. A miałem nadzieję na nieco więcej, bowiem przed jazdami sztab marketingowców i speców od PR-u Abartha przez blisko godzinę wykładał nam, jak świetny, dopracowany i nasączony emocjami jest ten samochód.
Opowieść o Abarthcie 600e była intrygująca, momentami przykuwała moją uwagę (w przerwach pomiędzy mikro-drzemkami), ale odniosłem wrażenie déjà vu. Przypominała mi historię Alfy Romeo Junior Veloce, którą poznałem na tym samym torze Balocco. Tam również mówiono o "unikalnym" charakterze i idealnym dopasowaniu mocy do osiągów. Ciekawostką jest fakt, że początkowo Junior Veloce miał mieć 240 KM, ale ostatecznie zdecydowano się na wersję 280 KM “bo chcieli dać więcej emocji kierowcy, a podwozie miało spory zapas możliwości”. Teraz Abarth 600e oferuje obie te opcje, co nasuwa pytanie: czy słabsza wersja trafi do Juniora? A może to tylko zbieg okoliczności? Albo po prostu marketingowa papka i mydlenie oczu? Wybierzcie sami pasującą wersję. Dodatkowo, w informacji prasowej Abartha 600e można przeczytać, że:
„Silnik elektryczny został przetestowany na stanowisku testowym FORMUŁY E z prawdziwym symulatorem toru. Ponadto, wersja Scorpionissima zapewniająca przyspieszenie od 0 do 100 w 5,85 sekundy i Turismo z przyspieszeniem od 0 do 100 w około 6,24 sekundy są szybkie i precyzyjnie reagują w każdym terenie. Ponadto, aby zapewnić większą moc, samochód generuje 345 Nm momentu obrotowego i może osiągnąć maksymalną prędkość 200 km/h przy zasięgu akumulatora do 334 km w cyklu mieszanym WLTP, odpowiednio do zamontowanych opon.”
Nowy Abarth 600e - osiągi

Osiągi są niemal identyczne, jak w odpowiedniku od Alfy Romeo i pewnie w bezpośrednim starciu trudno byłoby wyłonić zwycięzcę sprintu od 0 do 100 km/h. Ba! Obawiam się, że w ślepym teście, gdybym zasiadł za kierownicą raz jednego i drugiego auta, nie zauważyłbym żadnej różnicy, choć jest jeden niuans. Otóż o ile prowadzenie jest poprawne, dość sportowe i po przyzwyczajeniu auto dość posłusznie słucha się kierowcy, miałem wrażenie, że na wyjściu z zakrętu po mocnym dodaniu gazu czuć wyraźnie tzw. torque steering. Auto zamiast kierować się w stronę wyjścia z zakrętu, gwałtownie go zacieśnia i trzeba siłować się z kierownicą, aby “odkręcić” tor jazdy. Ja rozumiem, że tzw. szpera na przedniej osi, w którą i Abarth 600e, jak i Junior Veloce są wyposażone, ma za zadanie “wkręcać” auto w zakręt, ale nie jestem pewny, czy aby w tak męczący sposób.
Ale żeby nie było aż tak negatywnie, po kilkunastu pokonanych zakrętach, zacząłem rozumieć nieco dziwny charakter auta. Abarth 600e stał się przewidywalny, choć nie tak, jakbym sobie tego życzył. Moc 280 KM wystarcza do dynamicznej jazdy, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że odczucia pasują raczej do 200-konnego elektryka, a nie aż 280-konnego. Po wciśnięciu pedału gazu do oporu brakowało mi tego charakterystycznego “strzału”. Abarth 600e jest szybki, dynamiczny, po bliższym poznaniu może dać sporo frajdy, ale moim zdaniem nie ma aż takiego charakteru, jak spalinowi poprzednicy.
I nie pomaga symulator/generator dźwięku silnika. Głośnik umieszczono także na zewnątrz i po aktywowaniu odpowiedniej funkcji, auto wydaje z siebie sztuczny dźwięk przypominający czterocylindrową jednostkę benzynową. No trochę to żenujące…
Abarth 600e - ceny i podsumowanie. Czy warto?
Nowy Abarth 600e występuje w dwóch wersjach – 240-konnej Turismo za 195 000 złotych i topowej Scorpionissima za 212 000 złotych – obie będą tańsze od Alfy Romeo Junior Veloce, która to występuje tylko w jednej, topowej wersji, której cena zaczyna się od 215 700 złotych. Dużo? Dużo. Z drugiej jednak strony konkurencja nie jest specjalnie duża. Nieco więcej mocy i za odrobinę wyższą cenę - 223 600 złotych - oferuje 326-konna Cupra Born VZ. Za 205 700 złotych kupimy bardzo ciekawego MINI Coopera JCW E, który zaoferuje 245 KM. Za 209 000 złotych dostaniemy również 320-konną Teslę Model 3. Wybór jakiś jest.
Mam mieszane uczucia względem Abartha 600e. Nie jest to złe auto, które mnie jakoś szczególnie rozczarowało i sprawiło, że miałem go dość. Nie bawiłem się tak, jakbym tego chciał, a w zasadzie ten samochód po to został stworzony. Być może ja nie jestem stworzony do elektryków, szczególnie sportowych. Nie potrafię czerpać frajdy z jazdy nimi w ciszy lub z udawanym dźwiękiem silnika spalinowego. To bardzo ciekawe, świetnie wyglądające auto miejskie o niezłych osiągach, ale samochodem sportowym bym go nie nazwał.