PIERWSZE JAZDY. Omoda 9 Super Hybrid. Rodzinny SUV z mocą czołgu i apetytem wróbla.
Omoda 9 zachwyca! Wyglądem, technologią, oferowaną mocą i komfortem jazdy. Cena? 219 900 zł.

Są w motoryzacji chwile, które każą mrugać oczami z niedowierzaniem. To ten moment, gdy ktoś podaje kluczyki do wielkiego, rodzinnego SUV-a i z pokerową twarzą oznajmia, że pod maską drzemie więcej mocy niż w niejednym Porsche, a na jednym baku da się przejechać z Warszawy nad Adriatyk. Pierwsza myśl to sceptycyzm, graniczący z politowaniem. A potem, po wciśnięciu gazu i pokonaniu pierwszych kilometrów, okazuje się, że to wszystko była prawda.
Nowe chińskie marki wchodzące do Polski to już niemal codzienność. Ale Omoda podeszła do tematu inaczej. Zamiast pukać i pytać, czy można wejść, postanowiła wyważyć drzwi do segmentu premium kopniakiem. A tym kopniakiem jest właśnie "dziewiątka" – flagowy model, który na papierze wygląda jak lista życzeń fana motoryzacji. Okazją do weryfikacji tych obietnic była prezentacja na Torze Modlin. Wybór miejsca, powiedzmy, intrygujący. To jak zabrać zawodnika sumo na zawody w gimnastyce artystycznej. Ale o tym za chwilę.
Czytaj więcej:
Omoda 9 - wygląd

Wszelkie stereotypy dotyczące chińskiej motoryzacji można odłożyć na bok. Omoda 9 nie wygląda tanio. Wygląda... drogo. I potężnie. Ma prawie 4,8 metra długości i gigantyczny rozstaw osi (2,8 metra), co sprawia, że na parkingu budzi respekt. Projektanci nie bali się rozmachu. Z przodu dominuje grill, który mógłby wciągnąć na śniadanie mniejsze auto – potężny, bezramkowy, z trójwymiarowym wzorem. Do tego modne, dzielone światła: na górze cieniutkie paski LED do jazdy dziennej, a niżej, w zderzaku, schowane główne reflektory matrycowe. Wygląda to nowocześnie, choć taka konfiguracja zapewne sprowokuje niejednego kierowcę do mrugnięcia długimi światłami.
Z profilu jest czysto i elegancko. Klamki są oczywiście schowane i zlicowane z drzwiami. Wysuwają się przy zbliżaniu się z kluczykiem, co daje poczucie obcowania z nowoczesną technologią. No nie oszukujmy się – ten bajer wciąż działa i zwraca uwagę. To świetne dla aerodynamiki i "efektu wow" u sąsiada, ale można sobie wyobrazić wyzwania, jakie może to stwarzać w środku polskiej zimy, gdy wieczorem padał deszcz, a w nocy – niespodziewanie, a jakże – strzelił mróz na -10 stopni. Całość stoi na masywnych, 20-calowych felgach. Tył wieńczy obowiązkowa dziś listwa świetlna przez całą szerokość klapy. Jest spójnie, elegancko i bez zbędnych udziwnień. No jakby nie patrzeć – dość ładnie.
Aha, jest jeden drobiazg. Masa. Ten kolos waży ponad 2200 kilogramów. To waga małego hipopotama albo lekkiego czołgu. Producent tłumaczy to dużą baterią i... solidnym wyciszeniem. I trzeba przyznać, że to drugie to nie wymówka. W środku jest naprawdę cicho, a podczas przydługiej prezentacji zobaczyłem, że wyciszenia jest więcej niż w niejednym przedstawicielu klasy premium. No nie oszczędzali, trzeba przyznać.
Omoda 9 Super Hybrid - wnętrze

Po otwarciu ciężkich drzwi czeka nas kolejna niespodzianka. Wnętrze naprawdę robi wrażenie. Centrum dowodzenia to jeden, gigantyczny, zakrzywiony panel o przekątnej prawie 25 cali, łączący cyfrowe zegary i ekran multimediów. Jakość materiałów w większości miejsc jest zaskakująco dobra – miękka i przyjemna w dotyku. Wiadomo, momentami trochę wieje przesadą i nadmiarem faktur, ale muszę uczciwie przyznać, że Omoda się wyrobiła i po troszkę tandetnej 5 nie ma śladu.
Komfort to słowo-klucz. Przednie fotele mają nie tylko podgrzewanie i wentylację. One mają też MASAŻ. Tak, w chińskim SUV-ie za niewygórowane pieniądze. Z tyłu pasażerowie mogą elektrycznie regulować pochylenie oparcia. Do tego oświetlenie ambientowe w 256 kolorach, pozwalające dopasować nastrój kabiny do niemal każdego kaprysu. Całość sprawia wrażenie, jakby na pierwszej randce nowy znajomy wyłożył na stół wszystkie swoje dyplomy i świadectwa. Czy to wszystko jest potrzebne? Pewnie nie. Czy robi wrażenie? Bardzo! I właśnie to ma odgrywać główną rolę w salonie, gdy nieświadomy potencjalny klient zobaczy te wszystkie wodotryski i gadżety.

Praktyczność? Bagażnik ma od 660 do niemal 1800 litrów. Przestrzeń ta pozwala zmieścić wakacyjny bagaż całej rodziny, psa, teściową i jeszcze ponton.
Omoda 9 - technologia i napęd. Tutaj zaczyna się magia
System multimedialny działa płynnie, a jego logika jest całkiem prosta. Ale prawdziwym asem w rękawie jest coś innego. Po pierwsze, 50-calowy wyświetlacz head-up z rozszerzoną rzeczywistością. To już nie jest wyświetlacz, to prywatne kino IMAX na przedniej szybie, które pokazuje strzałki nawigacji tak, jakby były namalowane na asfalcie. Po drugie, funkcja V2L (Vehicle-to-Load), która pozwala z auta zasilać zewnętrzne urządzenia. W praktyce oznacza to, że na biwaku można podłączyć do samochodu ekspres do kawy, głośnik, a nawet mały dmuchany zamek dla dzieci. Robi wrażenie? No robi!
Czytaj więcej:
No i wreszcie napęd. "Super Hybrid". Nazwa brzmi jak z komiksu lub broszury reklamowej z chińskiego portalu aukcyjnego (nomen omen), ale jest w niej sens. To hybryda plug-in, która łączy aż pięć jednostek: jeden silnik spalinowy 1.5 Turbo i aż trzy silniki elektryczne, wspomagane przez rozrusznik-generator. Efekt? Bagatela - 537 koni mechanicznych i 650 Nm momentu obrotowego. W rodzinnym SUV-ie. Sprint do setki zajmuje 4,9 sekundy. To wyniki, które jeszcze niedawno zarezerwowane były dla rasowych aut sportowych, a tu proszę – w wielkim rodzinnym autobusie o charakterze milusińskiego nosorożca.

I tu wracamy do Toru Modlin. Zabranie tak ciężkiego auta na ciasne próby sprawnościowe wydawało się karkołomnym pomysłem. A jednak Omoda 9 zaskoczyła. Podczas slalomu była zaskakująco zwinna, w teście łosia stabilna, a napęd na cztery koła pozwolił jej sprawnie pokonać nawet sekcję "off-roadową" z piaskiem, błotem i wodą. Wiadomo – wszystko powoli i z gracją, bez szaleństw, ale mimo wszystko udało się uzyskać efekt – ten samochód jest naprawdę wszechstronny.
Co więcej, dzięki baterii o pojemności ponad 34 kWh, Omoda 9 może przejechać na samym prądzie do 145 km. Oznacza to, że większość codziennych podróży da się załatwić bez spalania kropli benzyny. Całkowity zasięg to ponad 1100 km, a ładowanie prądem stałym (DC) od 30% do 80% zajmuje tylko 25 minut. No naprawdę to wszystko skleja się w całkiem przyzwoitą całość.
Omoda 9 cena. Czy warto?
A teraz najlepsze. Ile za to wszystko? Za ten festiwal mocy, luksusu i technologii w chińskim wydaniu? Omoda 9 wchodzi na rynek w jednej, kompletnie wyposażonej wersji. Ma na pokładzie wszystko, co opisano: matrycowe LED-y, panoramiczny dach, masaże, wielkie ekrany, armię asystentów bezpieczeństwa i 14-głośnikowe audio Sony. Cena? 219 900 zł.
W tym momencie menedżerowie w salonach europejskich marek premium prawdopodobnie nerwowo przełknęli ślinę i sprawdzili, czy to nie jest literówka. Jedyną opcją, za którą można dopłacić, jest specjalny, satynowy lakier za 5000 zł. Pewnie w większości salonów sprzedaży będą takie wersje „na stanie”, aby tych wybrednych wyprawić do domu już w nowym aucie, zanim się rozmyślą, a całej reszcie zaoferują rabat, jeśli dostępny lakier nie będzie akurat tym, który sobie wymyślili.
Czy Omoda 9 namiesza na rynku? Po pierwszych jazdach wydaje się to niemal pewne. To propozycja dojrzała, odważna i bezczelnie dobrze wyceniona. Oferuje poziom wyposażenia i osiągów, który u konkurencji kosztowałby dwa razy tyle. Oczywiście, są pewne znaki zapytania. Tu i ówdzie znajdzie się jakiś błyszczący plastik, a kultura pracy silnika spalinowego przy gwałtownym wkraczaniu do akcji mogłaby być nieco lepsza. Największą zagadką pozostaje jednak trwałość i postrzeganie marki.
Czy Omoda 9 jest prawdziwym autem premium? Czy może raczej niezwykle udaną, doskonale skrojoną i wykonaną ze świetnych materiałów interpretacją tego pojęcia? To dylemat, który zweryfikuje sam rynek. Jedno jest pewne: Chińczycy przestali się uczyć. Zaczęli dyktować warunki. A Omoda 9 jest tego najlepszym, ważącym 2,2 tony dowodem.