TEST: SsangYong Tivoli. Po wybojach do celu?
Bardzo chciałbym postrzegać SsangYonga jak Kię czy Hyundaia kilkanaście lat temu. Wtedy nikt nie brał na poważnie tych koreańskich marek, a dziś...

Bardzo chciałbym postrzegać SsangYonga jak Kię czy Hyundaia kilkanaście lat temu. Wtedy nikt nie brał na poważnie tych koreańskich marek, a dziś to one wyznaczają kierunek w wielu dziedzinach i bez cienia kompleksów rywalizują z niemieckimi markami. Czy tak samo jest dziś z SsangYongiem? Czy za kilka lat będzie alternatywą dla rynkowej czołówki? Sprawdzałem to na przykładzie modelu Tivoli.
Być może to nie będzie dyplomatyczna, ale taka jest cena rzetelności. Czy SsangYong Tivoli przypadł mi do gustu? Tak, nawet bardzo. A czy kupiłbym go dla siebie? Musiałbym się ciężko zastanowić… Nie mówię tutaj o magii znaczka, bo ja się o dziwo temu nie poddaję i chętnie widziałbym w swoim garażu testowaną niedawno Dacię Logan z LPG. Chodzi mi raczej o zimną kalkulację, a tutaj SsangYong Tivoli nie ma aż tylu asów w rękawie, aby zakasować konkurencję. Dlaczego? Po kolei.
Bolesne sięganie do kieszeni
Samochody drożeją. Zresztą wszystko drożeje, więc nic dziwnego, że każdy zaczyna skrupulatnie liczyć wydatki nierzadko temperując swoje ambicje. Jest to widoczne również w motoryzacji, gdzie wielu potencjalnych klientów, którzy planowali zakup auta z segmentu C, widząc ceny przyzwoicie wyposażonych egzemplarzy, sięga po coś z segmentu B. Lepiej mieć dobrze wyposażony i nadal przestronny samochód z segmentu B, niż „golasa” z segmentu C. Sam wychodzę z takiego założenia. Do czego zmierzam? Otóż testowane przeze mnie Tivoli w odmianie Quartz, czyli środkowej, z silnikiem 1.5 T-GDI o mocy 163 KM, automatyczną skrzynią biegów i kilkoma dodatkami to koszt 103 790 złotych.
Dużo? Mało? W sam raz? Pewnie większość z was i tak zrobiła wielkie oczy, ale nie oszukujmy się – takie są realia rynku i żaden producent nie chce dokładać do interesu. SsangYong również i mimo wielu perturbacji na polskim rynku, też chce zarabiać i zna swoją wartość. Jasne, prestiż jest na chwilę obecną prawie żaden, ale czy to oznacza, że mają chylić czoła przed każdym konkurentem? Nie, czego dowodem jest jakość wykonania i wyposażenie tego modelu.
Testowałem środkową wersję (niżej jest Crystal, wyżej Sapphire), a jeśli chodzi o napęd, do wyboru jest również manual, opcjonalne 4x4 i słabszy silnik 1.2 T-GDI o mocy 128 KM. A co znajdziemy w wyposażeniu? Z pakietami Elegance i Technology w wyposażeniu mamy m.in.
- 7 poduszek powietrznych (w tym poduszka kolanowa kierowcy),
- Pakiet systemów bezpieczeństwa (z asystentem zjazdu i podjazdu, alertem sprawnego ruszania, rozpoznawaniem znaków, asystentem pasa ruchu itp.),
- Światła do jazdy dziennej LED,
- Kamerę cofania,
- Tempomat,
- Czujniki parkowania przód/tył,
- Automatyczną dwustrefową klimatyzację,
- Skórzaną i podgrzewaną kierownicę,
- Elektryczne szyby przód/tył,
- Podgrzewane fotele przednie,
- 18-calowe felgi w kolorze czarnym,
- Dwukolorowe nadwozie itp.
Nie jest źle, prawda? Dodatkowo do napędu na cztery kła dopłacamy 8500 złotych, co jest inwestycją bardzo zasadną. Topowa odmiana Sapphire z mocniejszym silnikiem, automatem i napędem 4x4 to koszt 115 990 złotych. Wiele pakietów dodatków jest z rabatami, więc końcowa cena najlepiej wyposażonego modelu nie powinna przekroczyć 150 000 złotych. Tak, wiem, ogromna cena, jak za crossovera z segmentu B, ale spójrzmy, co oferuje konkurencja.
SsangYong - konkurencja
A konkurentów, którzy oferują napęd na cztery koła i silnik o mocy około 150-160 KM nie ma zbyt wielu. Pomijam segment premium, bo tam ceny zaczynają się tam, gdzie kończą się możliwości konfiguracji SsangYonga. Ale do rzeczy – przykłady. Jest Hyundai Kona z silnikiem 1.6 T-GDI o mocy 198 KM, 7-biegowym automatem i napędem 4x4 za co najmniej 133 400 złotych. Jest także Jeep Renegade, ale napęd na cztery koła dostępny jest tylko z hybrydą plug-in za co najmniej 163 200 złotych. MINI Countryman startuje z ceną od 137 900 złotych za wersję z silnikiem 1.5 o mocy 136 KM. Za niespełna 100 000 złotych jest Suzuki Vitara i to jest dość ciekawa propozycja. Nieco droższa jest Toyota Yaris Cross z hybrydowym napędem o mocy 116 KM. Za około 130 000 złotych dostaniemy Volkswagena T-Roca z 2-litrowym benzynowym silnikiem o mocy 190 KM.


Kilka drobnych wad, ale i garść zalet
SsangYong Tivoli prowadzi się bardzo dobrze. Jest zwrotny, nawet komfortowy, choć zawieszenie sprawia wrażenie jędrnego i ze sportową nutą. W sumie nic dziwnego, bowiem 163 KM oraz 260 Nm momentu obrotowego sprawiają, że jest to bardzo dynamiczne i chętne do współpracy auto. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h nie jest podawane przez producenta, ale obstawiam, że zmieści się na pewno w mniej niż 9 sekundach. Prędkość maksymalna jest stosunkowo skromna – 175 km/h. Mimo to auto nie ma żadnych kompleksów na trasie i sprawnie przyspiesza również w zakresie od 100 do 140 km/h. Przy prędkościach ok. 120-140 km/h jest już dość głośno we wnętrzu, ale to raczej norma w tym segmencie. Na plus warto zaliczyć stabilność, choć zbyt szybkie wejście w zakręt skutkuje podsterownością i przechyłami nadwozia. Ale jak wspomniałem – ten segment tak ma.
Wady? Niestety dość wysokie spalanie. Może nie tyle wysokie, co zupełnie niewyróżniające się spośród konkurencji. W trasie (100-120 km/h) jest to sporo powyżej 7,5 l/100 km, w mieście mogą być problemy z zejściem poniżej 10 l/100km. Dość kiepsko. Poza tym skrzynia biegów nie jest mistrzem w płynności i trafności. Ruszanie bywa dość zasadnicze, jazda w korku jest odrobinę szarpana – nie zaobserwowałem nieskazitelnej zmiany biegów. SsangYong Tivoli wydaje się mieć w sobie pierwiastek sportowca i nie pasuje mu gładka, spokojna i leniwa jazda.
Jeśli chodzi o wnętrze, jest w porządku. Estetyczne, nieźle wykonane, z przyzwoitej jakości materiałów. Trochę za dużo tu fortepianowej czerni, zaś panel środkowy jest odrobinę przytłaczający, ale tak jak mówię – jest po prostu OK. Zastosowany system info-rozrywki jest dość prosty w obsłudze, ale wygląda dość staroświecko. Sterowanie klimatyzacją i podstawowymi funkcjami na szczęście odbywa się za pomocą tradycyjnych przycisków i pokręteł. Pojemność bagażnika to 427 litrów, a po złożeniu oparć Tivoli oferuje 1115 litrów. Całkiem nieźle.



Podsumowanie
Trudno mi podsumować to auto. Z jednej strony nie można się doczepić do konkretnej wady. Trochę za dużo pali i skrzynia biegów wydaje się nieokrzesana, ale z drugiej w ofercie znajdziemy wszystko, co można sobie wyobrazić w tym segmencie. Jest wygodnie, estetycznie i dynamicznie. Ja bym oczywiście wybrał inną konfigurację, ewentualnie sięgnął po nieco droższego Tivoli Grand, ale to tylko moje widzimisię. Mam nadzieję, że za kilka lat będę mógł już bez obaw o stronniczość powiedzieć, że chętnie kupiłbym SsangYonga Tivoli. Korando? Tu miałbym zdecydowanie mniej przeciwwskazań. Tivoli musi odrobinę dorosnąć, stać się dojrzalszym, a wtedy konkurencja może mieć problemy, bo magia znaczka w dzisiejszych czasach coraz częściej przestaje mieć znaczenie.