TEST: Skoda Enyaq 85. Elektryczny prymus, który w końcu poszedł na wagary
Pierwsza Skoda Enyaq była motoryzacyjnym odpowiednikiem wegańskiego bigosu. W teorii wszystko się zgadzało: ekologiczny, praktyczny, pełen witamin. Ale po spróbowaniu przychodziła ochota na prawdziwego, tłustego schabowego. Była tak poprawna i przewidywalna, że jej głównym celem wydawało się usypianie kierowcy z nudów, zanim bateria zdąży się rozładować. Była jak prymus w klasie, którego nikt nie zapraszał na imprezy – mądra, poukładana, ale bez grosza polotu. Po liftingu jest lepiej. Zdecydowanie.

Na rok 2025 spece z Mlada Boleslav, prawdopodobnie po przymusowym seansie "Szybkich i wściekłych", doznali olśnienia. Zrozumieli, że samochód elektryczny nie musi być tylko jeżdżącym kalkulatorem. Wzięli więc swojego grzecznego SUV-a na warsztat i dali mu zastrzyk adrenaliny. Oto Enyaq 85, czyli wersja po liftingu, która udowadnia, że nawet księgowy, gdy nikt nie patrzy, słucha ciężkiego metalu. Na pewno nie jest tak ciekawa i przyprawiona jak Cupra Tavascan, ale zdecydowanie ciekawsza od Volkswagena ID.4 czy ID.5. Choć o to nietrudno…
Co nowego, czyli historia o tym, jak dodano pieprzu do owsianki
Tym razem zaczniemy na opak, bo nie od sylwetki, stylistyki czy wnętrza, ale od silnika. Dlaczego? Otóż dlatego, że najważniejsza zmiana jest tak subtelna jak przemalowanie Pałacu Kultury na różowo. Z plakietki zniknęło oznaczenie "80", a w jego miejsce wskoczyło "85". To nie jest, jak można by sądzić, sugerowany iloraz inteligencji kierowcy. Nie nie! To obietnica. Obietnica znacznie większej ilości wigoru, która bierze się prosto z serca auta. Uprzedzając fakty – obietnica spełniona.

Stary, 204-konny silnik został zastąpiony zupełnie nową jednostką o kodowej nazwie APP550, którą Enyaq dzieli z Volkswagenem ID.7. Dzięki nowej konstrukcji stojana, mocniejszym magnesom i lepszemu chłodzeniu, generuje ona, uwaga, 286 koni mechanicznych. Ale prawdziwa magia kryje się w momencie obrotowym. Wystrzelił on z rozsądnych 310 Nm do absurdalnych 545 Nm. To więcej niż w Porsche 911 Carrera sprzed dekady. W rodzinnym, czeskim SUV-ie na prąd. No dzieje się. Efekt? Sprint do setki skrócił się z ośmiu i pół, czyli nie tak długiej chwili, do zaledwie 6,7 sekundy. Prędkość maksymalna została ujednolicona dla wszystkich wersji do 180 km/h, żeby właściciele niemieckich autostrad nie poczuli się zbyt urażeni. Enyaq z leniwego hipopotama przepoczwarzył się w całkiem zrywnego nosorożca. Nadal wielki, ale teraz potrafi niebezpiecznie szybko przebierać nogami. Ba! I mówimy tu o wersji z napędem na tył!
Wrażenia z jazdy, czyli cisza, moc i zaskakująca zwinność

Wciśnięcie pedału przyspieszenia w Enyaqu 85 nie powoduje brutalnego kopnięcia w plecy, jakiego można by się spodziewać po takich liczbach. Nie, Skoda ma więcej klasy. To raczej potężne, nieubłagane pchnięcie, jakby niewidzialna ręka olbrzyma przesuwała samochód w stronę horyzontu. Wszystko odbywa się w niemal absolutnej ciszy, co jest na początku dezorientujące, a potem uzależniające. Wyprzedzanie kolumny ciężarówek trwa tyle, co mrugnięcie okiem, i odbywa się bez grama dramatyzmu – żadnego wycia silnika, żadnych szarpnięć. Po prostu auto jest w jednym miejscu, a za chwilę jest... w innym. O ile po drodze nie będzie żadnego patrolu policji, można tak bez końca. O ile starczy baterii, ale o tym za chwilę.
Tymczasem – ciekawostka! Za tą zwinnością kryje się mały sekret. Wersja z napędem na tył, może nie tak stabilna i mobilna w śniegowych zaspach, ale ma inną zaletę - promień skrętu wynoszący zaledwie 9,8 metra. To mniej niż w znacznie mniejszej Skodzie Fabii! Manewrowanie tym dwutonowym kolosem na parkingu pod supermarketem jest absurdalnie proste. Czasami miałem wrażenie, że przednie koła skręcają się pod kątem prostym, a ustawianie tego dość dużego auta w parceli na kempingu wywołało niemałe poruszenie wśród przyszłych sąsiadów! Co prawda potem pojawiły się głupie pytania o to, czy się nie zapali i ile przejedzie plus – a jakże – docinki o tym, że Passat 1.9 TDI zrobi 1200 kilometrów „na raz”, ale cóż – to już norma wśród niezbyt rozgarniętych miłośników „tradycyjnej” motoryzacji. Ale wróćmy do tematu.
Co z zakrętami? Praw fizyki oszukać się nie da, ale Skoda próbuje je naginać. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a nisko umieszczony środek ciężkości (dzięki baterii w podłodze) sprawia, że auto klei się do drogi znacznie lepiej, niż sugerowałyby jego gabaryty. Oczywiście, na torze wyścigowym czułoby się jak słoń w składzie porcelany, ale na krętej wiejskiej drodze potrafi wywołać uśmiech na twarzy kierowcy. Zawieszenie? To kwintesencja Skody. Nastawione na komfort, połyka nierówności z gracją godną latającego dywanu.
Bateria, zasięg i oswajanie ładowarki
Sercem Enyaqa 85 pozostaje akumulator o pojemności 82 kWh (77 kWh netto). Dzięki bardziej wydajnemu silnikowi i poprawionemu zarządzaniu energią, oficjalny zasięg WLTP dla wersji z napędem na tył wzrósł do imponujących 580 km. Wersja Coupe, z bardziej opływową linią dachu, potrafi wycisnąć nawet 589 km. Oczywiście, w realnym świecie trzeba będzie odjąć od tego jakieś 100-150 km. Mimo to, wynik rzędu 450 km w cyklu mieszanym jest więcej niż przyzwoity. Ba! Zużycie energii w mieście (w optymalnych warunkach tj. temperatura około 22 stopni) oscyluje w okolicach 15 kWh/100 km, a gdy się postarałem i jechałem jak mistrz eko-drivngu, na komputerze pojawiały się wyniki 12-13 kWh/100 km. No i z takimi wynikami można się bić o deklarowany zasięg!
Kluczową nowością jest funkcja wstępnego podgrzewania baterii. Jeśli w nawigacji ustawi się jako cel szybką ładowarkę, samochód sam przygotuje akumulator do "tankowania", optymalizując jego temperaturę. Dzięki temu maksymalna moc ładowania prądem stałym (DC), która wzrosła do 175 kW, jest łatwiej osiągalna. W idealnych warunkach uzupełnienie energii od 10 do 80% powinno zająć około 28 minut. To akurat tyle, by wypić kawę i zjeść hot-doga na stacji. Oczywiście z dwoma sosami!
Wnętrze, czyli przestrzeń, ekrany i parasolka w drzwiach

W kabinie zmiany są kosmetyczne, ale istotne. To wciąż jedno z najbardziej przestronnych i praktycznych wnętrz na rynku. Miejsca jest tyle, że na tylnej kanapie można by grać w brydża. Bagażnik o pojemności 585 litrów połknie wakacyjny ekwipunek całej rodziny. A to wszystko doprawione jest typowymi dla Skody gadżetami z serii "Simply Clever" - jest tu skrobaczka do szyb w klapce wlewu paliwa (choć nie ma wlewu – taki żarcik), parasolka schowana w drzwiach kierowcy czy przemyślane haczyki na zakupy. Czy da się jechać całą rodziną na kemping? Da się! Dwa namioty, cztery krzesełka, stolik, materace i pół dobytku prosto z garażu – pod sam dach, ale się udało!
Centralny punkt dowodzenia to wielki, 13-calowy ekran systemu inforozrywki. W nowej wersji 4.0 oprogramowania grafika jest odświeżona, a działanie znacznie płynniejsze. Skróty do najważniejszych funkcji można teraz personalizować, co nieco ratuje sytuację z brakiem fizycznych przycisków. Niestety, sterowanie klimatyzacją za pomocą ekranu podczas jazdy jest równie bezpieczne i wygodne, co operowanie wyrostka robaczkowego widelcem. To po prostu zły pomysł i kropka. Nie, nie przekonam się! Nie, nie przejdę z tym do porządku dziennego i nie zaakceptuję tego, jako „powiew przyszłości”! To samochód ma być dla mnie, nie odwrotnie!
Zmiany na zewnątrz, czyli gra w "znajdź 3 różnice"
Projektanci odpowiedzialni za odświeżenie nadwozia Enyaqa musieli być opłacani od godziny, a nie od wykonanej pracy. Zmiany są tak dyskretne, że aby je dostrzec, potrzeba oka sokolnika i lupy. Zgodnie z nową identyfikacją wizualną marki, zrezygnowano z tradycyjnego, okrągłego logo na tylnej klapie na rzecz minimalistycznego napisu "Š K O D A". Usunięto również dopisek "iV" z nazwy modelu, bo po kilku latach wszyscy już chyba zrozumieli, że Enyaq jeździ na prąd, a nie na dobre chęci. Poza tym... cóż, to w zasadzie tyle. A! Przepraszam! Teraz przedni pas wygląda tak, jak w Elroqu i kilkukrotnie już się złapałem na tym, że nie mogłem tych dwóch aut rozróżnić. Paletę lakierów wzbogacono o kilka nowych odcieni, a w katalogu pojawiły się nowe wzory felg. To facelifting w stylu "zrobiliśmy, co musieliśmy, a teraz prosimy o fakturę". Cała para poszła w mechanikę, a karoserię pozostawiono w zasadzie w spokoju, co w sumie nie jest złą wiadomością – Enyaq wciąż wygląda nowocześnie i proporcjonalnie. No i wciąż lepiej, niż bliźniacze technicznie ID. Ale gorzej niż Tavascan. Równowaga, zachowana, idziemy dalej.
Ceny i (nie)sprawiedliwy werdykt końcowy
Czy Skoda Enyaq 85 jest tania? Cóż, tanie to są ziemniaki w dyskoncie. Ceny Enyaqa na naszym rynku startują od około 210 000 złotych za podstawową wersję z napędem na tył. Wersja Sportline czy bogato wyposażone warianty z napędem 4x4 (85x) bez problemu przekroczą barierę 230 000 złotych, a doposażony egzemplarz może zbliżyć się do 350 000 złotych.
To wciąż góra pieniędzy za rodzinną Skodę. Ale prawda jest taka, że odświeżony Enyaq 85 jest jednym z najbardziej kompletnych i przemyślanych elektrycznych SUV-ów na rynku. Po liftingu stał się nie tylko absurdalnie praktyczny, komfortowy i przestronny, ale zyskał też coś, czego brakowało mu najbardziej – charakter. Jest szybki, zaskakująco zwinny i po prostu przyjemny w prowadzeniu.
To już nie jest tylko rozsądny wybór. To wybór, którego nie trzeba się wstydzić na rodzinnej imprezie. To elektryczny prymus, który w końcu poszedł na wagary. I bawi się znacznie lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. I to mi się podoba!