Test: Opel Frontera 1.2 MHEV 136 KM - dane techniczne, osiągi, cena
Opel Frontera był hitem sprzedaży jeszcze 30 lat temu. Czy nowe wcielenie tego kultowego SUVa ma szansę na sukces?

Po tej premierze nie spodziewałem się niczego zaskakującego i - niestety - moje przewidywania się sprawdziły. Opel Frontera okazał się całkiem niezłym miejskim crossoverem i jeśli odetniemy się od problematycznej nazwy, moglibyśmy obok niego przejść obojętnie. Ale niemiecka marka z premedytacją odgrzała swój hit sprzed lat i zaserwowała nam danie bez żadnych przypraw.
Auto ładne, ale ten design już nas nie rusza


Przyznam, że premiera Opla Astry wywarła na mnie pozytywne wrażenie. To auto wciąż prezentuje się nieźle, a w topowej odmianie z dużymi felgami (to niestety jest konieczne) wygląda po prostu świetnie. Ale serwowanie nam niemal tego samego w kolejnych wersjach zaczyna być już odrobinę nużące. Opel Frontera to kolejna wariacja tego samego tj. Opel Vizor z przodu, kilka przetłoczeń i to samo wnętrze w nieco innych proporcjach. Czy to wystarczy? Dla większości - pewnie tak. Ale jeśli ktoś oczekiwał czegoś oryginalnego, w tym modelu tego nie znajdzie. Trochę szkoda, bo Opel, sięgając po tą kultową nazwę modelu, mógł dać zagorzałym fanom coś więcej chociażby po to, aby uciszyć liczne głosy krytyki i nieskrywanego rozczarowania.

Choć Frontera oferuje sporo opcji personalizacji (na szczęście), jak dwukolorowe nadwozie czy różne felgi, to nie maskują one w pełni jej przeciętnej stylistyki. Testowana wersja elektryczna w pomarańczowym kolorze (GS) prezentowała się dość blado w porównaniu z zieloną "Edition" na białych stalowych felgach. Ta druga, surowsza w formie, miała znacznie więcej charakteru i lepiej nawiązywała do poprzedniej generacji. W dobie wysypu "wymuskanych" crossoverów, prostota i surowość zyskują na wartości, czego dowodem jest sukces nowej Dacii Duster. Być może to właściwy kierunek dla producentów aut budżetowych? Jakbym ja miał wybierać Fronterę dla siebie, na pewno postawiłbym na wariant ze stalowymi felgami albo po zakupie od razu zakupił jakiś pakiet dodatków (np. bagażnik dachowy, bardziej terenowe felgi, dodatkowe reflektory), aby dodać trochę klimatu do tego samochodu. A jak jest we wnętrzu?
Wnętrze bez szału, ale za to z mnóstwem przestrzeni!


We wnętrzu znajdziemy to, co w innych modelach Opla tj. Mokka czy Astra. Tak, tutaj również nie ma zaskoczeń, a jedynie pozytywne wrażenia. Niewiele więcej.

Naturalnie centralne miejsce zajmuje dotykowy ekran systemu multimedialnego o przekątnej 10 cali, kompatybilny z Apple CarPlay i Android Auto. Zaraz obok są cyfrowe zegary, które zapewniają całkiem czytelny dostęp do najważniejszych informacji. Ale uwaga, to wszystko dostaniemy wraz z dodatkowym pakietem Tech, bowiem w standardzie nie dostaniemy 10-calowego ekranu głównego. Dostaniemy mniejszy ekran? Nie… nie dostaniemy ekranu w ogóle! Zamiast tego w centralnej części znajdziemy uchwyt na smartfona, który posłuży za ekran systemu po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Z jednej strony rozwiązanie wydaje się skrajnie skąpe i nieprzystające do dzisiejszych standardów “ekranozy”, ale z drugiej strony - coś w tym jest. Jeśli ktoś i tak korzysta tylko z Apple CarPlay i/lub Android Auto, może zainwestować kilkaset złotych w nieduży tablet tylko do auta z możliwością wyjęcia go i zabrania do domu lub na spacer po obcym mieście. W tym szaleństwie jest metoda! Tak mi się przynajmniej wydaje.

Pewnym plusem jest za to ilość miejsca w środku. Przestrzeń, szczególnie w drugim rzędzie, jest zaskakująco duża. Pasażerowie mają do dyspozycji obfitość miejsca na nogi i nad głowami, dzięki wysoko poprowadzonej linii dachu i niskiemu tunelowi środkowemu. Pojemny bagażnik (460/1594 l) to kolejny atut Frontery, potwierdzający jej praktyczny charakter. Są dwa haczyki, podwójna podłoga i płaska powierzchnia po złożeniu oparć foteli. Wnętrze, choć pozbawione wyrazistego stylu, jest funkcjonalne i solidnie wykonane, skutecznie spełniając swoje zadanie. Za to należą się plusy.
Mocna benzyna? Napęd na cztery koła? Bez żartów…

Jeśli ktoś liczył na jakieś nawiązania pod maską do “starej” Frontery, niech się nie łudzi. To Stellantis, a więc pod maską nic ponad normę! Nowy Opel Frontera dostępny jest z dwoma rodzajami napędu: w pełni elektrycznym o mocy 113 KM oraz z jednostką benzynową 1.2 wspomaganą miękką hybrydą (MHEV) o mocy 102 lub 136 KM. Po pierwszych jazdach testowych, wersja hybrydowa, szczególnie ta mocniejsza, wydaje się bardziej atrakcyjna i nie mówię tego jako zatwardziały przeciwnik aut elektrycznych (choć ostatnio wielokrotnie mi podpadały…). Ale po kolei.
O ile kwestia zasięgu w "elektryku" pozostaje do weryfikacji w codziennej eksploatacji, o tyle już teraz można mówić o pewnym rozczarowaniu dynamiką tej wersji. Silnik elektryczny nie oferuje oczekiwanego "kopa", a osiągi Frontery w wersji elektrycznej są co najwyżej przeciętne, nawet jak na deklarowane 113 KM. Prawdopodobną przyczyną jest stosunkowo niski moment obrotowy (zaledwie 124 Nm), ale i tak ciągle miałem wrażenie, że oprogramowanie napędu zostało zrobione tak, aby nawet totalny laik poradził sobie z ruszaniem z gazem w podłodze. Śmiem twierdzić, że nawet Dacia Spring z mocą 65 KM ma większego “kopa” do prędkości rzędu 15-20 km/h.
Producent deklaruje, że bateria o pojemności 44,2 kWh pozwala na przejechanie około 300 km na jednym ładowaniu, ale realny zasięg będzie można ocenić dopiero po szczegółowych testach. Mam jednak pewne obawy, bowiem w międzyczasie testowałem elektrycznego Citroena e-C3 z podobnym układem napędowym i tam zasięg w warunkach lekko-zimowych (okolice zera stopni) jest katastrofalny… Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje Fronterze Electric ponad 12 sekund, a prędkość maksymalna to 140 km/h.
Przesiadka do Opla Frontery Edition z mocniejszym układem hybrydowym (1.2 MHEV 136 KM, 230 Nm) to jak przesiadka do zupełnie innego samochodu. W porównaniu do elektryka - co dziwne - dynamika jest rewelacyjna! Osiągnięcie 100 km/h zajmuje 9 sekund, ale subiektywne odczucie przyspieszenia jest znacznie lepsze. Wpływ na to ma wyższa moc, dużo wyższy moment obrotowy i wsparcie silnika elektrycznego. W tym kontekście "niemrawość" wariantu elektrycznego jest zaskakująca i rozczarowująca. Nawet pomijając cenę, która jest oczywiście nieco wyższa w przypadku elektryka, trudno mi znaleźć argumenty przemawiające za wyborem elektrycznej Frontery. Kto to kupi?
Jeśli chodzi o wrażenia z jazdy, Frontera sprawdza się poprawnie. Prowadzi się pewnie, oferuje komfort, dobrze radzi sobie z nierównościami, choć zawieszenie jest bardziej sprężyste niż w Citroenie. Auto jest zwinne i zwrotne, a kabina zaskakująco dobrze wyciszona. Jazda Fronterą nie wywołuje jednak większych emocji. To po prostu dobry i wygodny samochód do miasta i na krótsze wycieczki, zgodnie z jego przeznaczeniem. Spodziewaliście się czegoś więcej?
Hybrydowa Frontera jest całkiem opłacalna
To, oprócz sporej przestrzeni w środku, kolejna pewna zaleta Frontery. Hybrydowa wersja ma sens i jeśli ktoś nie oczekuje od auta zbyt wiele i nie ma fobii na punkcie nazwy, może rozważyć wersję z silnikiem 1.2 MHEV o mocy 136 KM. Ceny bazowych modeli ze słabszym silnikiem zaczynają się od 102 900 zł. Niestety w takiej wersji wyposażenie nie poraża. Mówiąc wprost - jest bieda, bowiem dostaniemy m.in.
- konsolę centralną bez podłokietnika
- czarne klamki wewnętrzne
- jeden port USB-C
- 10-calowe ekran wirtualnych zegarów
- uchwyt na smartfon zamiast ekranu systemu inforozrywki
- manualną klimatyzację
- koło kierownicy z tworzywa sztucznego
- elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne
- czujniki parkowania z tyłu etc.
Za Fronterę GS z tym samym silnikiem zapłacimy już 116 900 złotych, ale dodatkowo dostaniemy m.in.:
- konsolę centralną z podłokietnikiem i schowkiem
- gumowaną okładzinę deski rozdzielczej
- klamki wewnętrzne w kolorze srebrnym
- 17-calowe felgi aluminiowe
- trzy złącza USB-C
- 10-calowy wyświetlacz kierowcy i systemu info-rozrywki
- system info-rozrywki z radiem DAB
- jednostrefową klimatyzację automatyczną
- koło kierownicy pokryte skórą
- ładowarkę indukcyjną do smartfona etc.
Dopłata do mocniejszej wersji hybrydowej (136 KM) wydaje się uzasadniona, zważywszy na korzyści w zakresie dynamiki i komfortu jazdy. Ceny kształtują się następująco:
- 1.2 MHEV 136 KM: 108 200 zł (Edition)/122 200 zł (GS Line)
- Electric 113 KM: 125 900 zł (Edition)/139 900 zł (GS Line)
Wersja elektryczna jest zatem znacznie droższa, co w połączeniu z rozczarowującymi osiągami stawia pod znakiem zapytania jej opłacalność.
I po co te zabawy z nazwą?
Moim zdaniem pogrywanie z legendarnymi nazwami modeli nie wychodzi producentom na dobre. Najlepszym przykładem jest Ford, który wypuszczając Mustanga Mach-E, nową Pumę, Explorera i Capri, zamiast cieszyć się z klientów walących drzwiami i oknami, musiał wydawać krocie na marketing, by udobruchać rozczarowanych fanów poszczególnych modeli. Z tego zestawienia chyba tylko Puma wyszła najlepiej, czego dowodem jest świetna sprzedaż. Opel Frontera to podobna zagrywka, która może odbić się niemieckiej marce czkawką. Zamiast surowej terenówki z napędem na cztery koła jak dawniej, mamy kolejnego crossovera, który niczym się nie wyróżnia. Nazwa jednak zobowiązuje, a tutaj nie mamy niczego, co mogłoby się kojarzyć z poprzednikiem. Trochę szkoda, bowiem kilka zalet to za mało, aby zwojować rynek.
Nowa Frontera to bez wątpienia udany samochód, który oferuje wiele zalet. Jednak wielu fanów modelu z lat 90. może być rozczarowanych, że nie jest to już rasowa terenówka. Brak napędu na cztery koła i terenowych aspiracji sprawiają, że nowa Frontera to zupełnie inny samochód, skierowany do innego odbiorcy. Oczywiście zmiana charakteru Frontery jest zrozumiała z punktu widzenia strategii marketingowej Opla. Współczesny rynek motoryzacyjny jest zdominowany przez crossovery i SUV-y, a terenówki stanowią niszowy segment. Opel, chcąc osiągnąć sukces sprzedażowy, musiał dostosować Fronterę do oczekiwań współczesnych klientów, ale… czy ten sukces osiągnie? Przyszły rok może być kluczowy dla Opla i całego koncernu Stellantis, bowiem bezlitosna ofensywa chińskich marek może całkowicie zmienić rozkład sił na rynku w Europie.
Porównanie Opel Frontera 1.2 MHEV 136 KM (AT6) do wybranych konkurentów - Hyundai Kona 1.6 T-GDI 138 KM i Skoda Kamiq 1.5 TSI 150 KM
|
Opel Frontera 1.2 MHEV 136 KM (AT6) |
Hyundai Kona 1.6 T-GDI 138 KM (AT7) |
Skoda Kamiq 1.5 TSI 150 KM (AT7) |
Cena (zł, brutto) |
od 108 200 |
od 126 400 |
od 112 450 |
Typ nadwozia/liczba drzwi |
crossover/5 |
crossover/5 |
crossover/5 |
Długość/szerokość (mm) |
4385/1795 |
4350/1825 |
4249/1793 |
Rozstaw osi (mm) |
2670 |
2660 |
2651 |
Pojemność bagażnika (l) |
460/1600 |
466/1300 |
400/1395 |
Liczba miejsc |
5 |
5 |
5 |
Masa własna (kg) |
1269 |
1360 |
1213 |
Pojemność zbiornika paliwa (l) |
44 |
47 |
50 |
Układ napędowy |
benzynowy (MHEV) |
benzynowy |
benzynowy |
Rodzaj paliwa |
benzyna bezołowiowa |
benzyna bezołowiowa |
benzyna bezołowiowa |
Pojemność (cm3) |
1199 |
1598 |
1498 |
Liczba cylindrów |
3 |
4 |
4 |
Napędzana oś |
przednia |
przednia |
przednia |
Skrzynia biegów typ/liczba przełożeń |
automatyczna, 6-stopniowa |
automatyczna, 7-stopniowa |
automatyczna, 7-bezstopniowa |
Osiągi |
|
|
|
Moc (KM) |
136 |
138 |
150 |
Moment obrotowy (Nm) |
230 |
250 |
250 |
Przyspieszenie 0-100 km/h (s) |
9 |
9,5 |
8,3 |
Prędkość maksymalna (km/h) |
190 |
194 |
214 |
Średnie spalanie (l/100 km) - dane fabryczne |
5,5 (WLTP) |
6,2 (WLTP) |
5,7 (WLTP) |
Emisja CO2 (g/km) |
122 (WLTP) |
141 (WLTP) |
128 (WLTP) |