TEST: Honda e 35,5 kWh 154 KM. Mobilna szafka RTV
Nie zmyślam, to auto przypomina mi mobilną szafkę RTV. Wielki panel ekranów ustawiony na drewnianej półce, a wszystko to w świetnym klimacie. Trochę skandynawskim, trochę japońskim. Co to za auto? Honda e.

Nie zmyślam, to auto przypomina mi mobilną szafkę RTV. Wielki panel ekranów ustawiony na drewnianej półce, a wszystko to w świetnym klimacie. Trochę skandynawskim, trochę japońskim. Co to za auto? Honda e to samochód, który na każdym wywiera spore wrażenie.

Smutni ludzie powiedzą, że to bezsensowne dziwadło. Być może Honda e nie ma większego sensu, być może jest także dziwna, ale takich aut nam trzeba i właśnie takie samochody elektryczne mają tak naprawdę sens! Na wskroś miejskie i w mieście spisujące się po prostu po mistrzowsku. Lekkie, bez wydumanego zasięgu, małe i zwinne. Drogie? Cóż, większość obecnie oferowanych aut, również elektrycznych, jest bardzo droga, więc to już chyba trzeba przemilczeć.



Honda e vs. Fiat 500
Jakiś czas temu jeździłem elektrycznym Fiatem 500 i wtedy byłem nim oczarowany. Właśnie takie auta elektryczne mają sens, czyli miejskie i zwinne. Nikt od nich nie oczekuje zasięgu 400-500 kilometrów w trasie, bo nie do tego zostały stworzone. Można nimi przejechać do sąsiedniego miasta te 100-150 kilometrów i tyle wystarczy. Chcesz jeździć dalej? Wybierz pociąg lub samochód spalinowy i nie marudź, że elektryki mają mały zasięg i nie mają sensu. To nie samochody w trasę i chyba nigdy takimi nie będą. Nawet te wielkie SUV-y za 500-600 tysięcy złotych. Takie elektryki jak Fiat 500 czy Honda e niczego nie udają i to w nich cenię.
Wracając do Fiata 500, wtedy byłem nim oczarowany i wciąż jestem, ale czy tak samo bez wahania podjąłbym decyzję o zakupie, gdybym miał odpowiednie fundusze? Po kilku dniach z Hondą e, miałbym naprawdę twardy orzech do zgryzienia i przyznam, że skłaniałbym się w stronę japońskiej propozycji. Racja, Fiat 500 jest tańszy, a w wersji wówczas testowanej tj. (Red) kosztuje 151 900 złotych, ale ma pewną niedogodność – jest 3-drzwiowym maleństwem. Jest również wyraźnie słabszy – 118 KM kontra 154 KM w Hondzie. Zaletą w Fiacie jest zasięg – teoretycznie o ponad 100 km więcej. Ah, trudna decyzja!
Minimalistycznie praktyczna
To auto jest urocze! Mówię to jako facet i naprawdę, nie wstydzę się tym samochodem jeździć po mieście. Po mieście, bo w trasie każde mocniejsze wciśnięcie pedału gazu jest bolesne – zasięg spada jak szalony. Ale wracając do wyglądu, to miniaturka, która łączy w sobie nowoczesność z klimatem retro. Zamiast wymyślnych świateł i kształtów, jest bardzo minimalistycznie. Proste linie, niewiele przetłoczeń, a przedni panel wygląda niemal tak samo, jak tylny! Ta sama szeroka listwa, światła o takim samym kształcie i wewnętrznej sygnaturze. Wygląda to… świetnie!
W środku jest jak w filmach sci-fi, które kręcono w mieszkaniu z czasów PRL-u! Obszerne fotele z ładną, szarą tapicerką melanżową, łączoną z dermą, wstawki z imitacji drewna i wielkie ekrany. W sumie jest ich… sześć! Zamiast lusterek mamy kamery, które wyświetlają obraz na dwóch ekranach umieszczonych na skraju deski rozdzielczej. W centralnej części znajduje się panel z trzema ekranami, które połączono w jeden szeroki pas. Na ekranie przed kierowcą wyświetlane są podstawowe informacje dot. jazdy i zużycia energii, a na dwóch środkowych wyświetlane są opcje i różne funkcje. Żeby sięgnąć do opcji po prawej stronie, trzeba niemal oderwać się od fotela! Nie jest to ergonomiczne, ale Hondzie e wiele się wybacza.
W środku, jak na auto o długości 3894 mm i szerokości 1752 mm jest zaskakująco obszernie i wygodnie. Pasażer z przodu siedzi dość blisko deski rozdzielczej, ale ma mnóstwo miejsca na nogi. Z tyłu zmieszczą się dwie osoby, ale najlepszy jest bagażnik. Jest naprawdę symboliczny – zaledwie 171 litrów pojemności – i ma niezwykle wysoko podniesioną podłogę. Po złożeniu oparć kanapy zyskujemy przyzwoite 861 litrów. Nie jest źle i do miasta, do codziennych zadań, w zupełności wystarczy. Do tego mamy ciekawe rozwiązania w środku tj. brak środkowego tunelu z przodu, wysuwany uchwyt na kubki, kilka przegródek w środkowej części. To naprawdę świetnie zaprojektowane autko.




Honda e - typowy mieszczuch z zakazem opuszczania miasta!
Honda e ma zasięg deklarowany przez producenta na poziomie około 220 kilometrów. Osiągalny? Tak, w mieście bez większych problemów. Jeżdżąc spokojnie po mieście w trybie jazdy jednym pedałem (rekuperacja na maksymalnym poziomie i zwalnianie aż do zera) udało mi się osiągnąć 14-15 kWh/100km przy włączonej klimatyzacji i przy temperaturze zewnętrznej około 20 stopni. Przy baterii o pojemności 35,5 kWh (28,5 kWh netto) daje to około 200 kilometrów zasięgu w mieście. Trasa? Przy 120 km/h zużycie energii drastycznie wzrasta i jest to około 21-22 kWh/100 km. Nie ma sensu podróżować trasą przy takiej prędkości. Przy prędkości 90-100 km/h zużycie spada do około 16-17 kWh/100 km – akceptowalnie.
Honda e prowadzi się fantastycznie. Jak przystało na samochód elektryczny, baterię mamy w podłodze, z przodu mamy zespół odpowiedzialny za ładowanie i dystrybucję energii, a silnik… jest z tyłu. Tak, Honda e ma napęd na tył i silnik umieszczony z tyłu (stąd wysoko umieszczona podłoga), a rozkład masy to 50:50. Mało? To autko ma niezależne zawieszenie z przodu i z tyłu i naprawdę, daje sporo frajdy z jazdy. Aż żal, że nie zastosowano odrobinę większej baterii, by przyjemność z jazdy trwała nieco dłużej. Osiągi? Całkiem niezłe. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 8,3 sekundy, a prędkość maksymalna to 145 km/h (ograniczenie elektroniczne). Przyspieszenie od 0 do 50 km/h zajmuje 3 sekundy, więc na światłach praktycznie zawsze jesteśmy pierwsi. Świetna zabawka!
Honda e cena? Wysoka.
Jest drogo, ale w sumie każdy elektryk jest drogi. Poza tym Honda e to naprawdę innowacyjne i fantastycznie wyposażone auto. Jest aktywny tempomat, wspomniane liczne ekrany, wirtualne lusterka, jest nawet port HDMI do podłączenia zewnętrznych urządzeń, a nawet… gniazdko o mocy nawet 1500 W! Możemy więc podłączyć konsolę do gier i zaserwować sobie rundkę podczas postoju przy ładowarce!



Auto jest dostępne w jednej wersji wyposażenia Advance i z jednym zespołem napędowym o mocy 154 KM i z baterią 35,5 kWh (brutto). Taki zestaw kosztuje 168 800 złotych. Co dostajemy w standardzie?
- System bocznych kamer zamiast lusterek zew.
- Zdalne programowanie klimatyzacji i ładowania
- System parkowania automatycznego Honda Parking Pilot
- Podgrzewana szyba przednia
- Klimatyzacja automatyczna
- Podgrzewane przednie fotele
- Czujniki parkowania (4 x przód, 4 x tył, 4 x boki)
- Podgrzewana kierownica
- System kamer 360 stopni
- Regulowane lusterko wsteczne z zintegrowanym wyświetlaczem
- System audio premium - 8 głośników w tym subwoofer
- Szklany, panoramiczny dach
- Przyciemnione szyby tylne
- Przednie reflektory LED
W tej cenie, moim zdaniem, to bardzo dużo a przecież nie jest to pełna lista. Coś możemy dokupić? Owszem, ale ceny dodatków w Hondzie są, delikatnie mówiąc, absurdalne. Oto przykłady:
- Nakładka na słupek A w kolorze niebieskim lub srebrnym – 9 095 PLN
- Felgi 17-calowe – 7 183 PLN
- Przednie i tylne dywaniki i mata do bagażnika – 2 491 PLN
- Pakiet dodatków Style w kolorze Nordic Silver (osłony zderzaków, progów itp.) – 9 704 PLN
- Zestaw czarnych naklejek na pokrywę silnika i tylną klapę – 1 159 PLN
To tylko kilka przykładów. Coś bym wybrał? Nic, bo za ułamek ceny znalazłbym na rynku ciekawsze dodatki.




Podsumowanie
Honda e to jeden z najlepszych i najsensowniejszych elektryków na rynku. Nie udaje normalnego auta spalinowego, nie szokuje osiągami, ale w każdej kategorii, do której została stworzona, ta mała Honda po prostu wymiata. Nie jest tania, a ceny dodatków zniechęcają, ale w swojej kategorii nie ma zbyt wielu konkurentów. A szkoda, bo na rynku brakuje naprawdę ciekawych i nietuzinkowych, prawdziwie miejskich elektryków.