Cichy jak myszka Jeep Wrangler 4xe
Już wyrosłem z psioczenia na samochody elektryczne i hybrydowe. Zdaję sobie sprawę, że pod względem infrastruktury, ciągle jest tak samo – dramat, choć sytuacja systematycznie się poprawia. Wiem, nic nie zastąpi charakterystyki pracy i dźwięku widlastych jednostek, ale skoro czasy się zmieniają, spróbujmy je zaakceptować. Czy Jeep Wrangler, legenda samochodów terenowych, jest w stanie obronić się przed zmianami, mając pod maską napęd hybrydowy? Czy to w ogóle prawdziwy Wrangler?
Być może nie jestem niezwykle doświadczonym miłośnikiem motoryzacji, bo nie mam numeru PESEL zaczynającego się od 5 lub 6, ale zdążyłem przeżyć już kilka radykalnych zmian w świecie samochodów. Pierwsze Priusy, samochody elektryczne, wprowadzenie na rynek Porsche Panamery i Cayenne – te wszystkie wydarzenia w ustach sceptyków i zwykłych marud zwiastowały koniec „prawdziwej motoryzacji”. I co? Prius zapoczątkował ekspansję samochodów hybrydowych i stał się niemal kultowy. Samochody elektryczne są coraz bardziej popularne i uwielbiam nimi jeździć (pominę ładowanie…), natomiast Cayenne i Panamera to modele, dzięki którym Porsche jeszcze istnieje i może oferować swoją legendę – 911. Czy podobnie jest z hybrydowym Wranglerem? Dla niektórych, to się nie mieści w głowie! Fakt, to auto jest trochę skomplikowane, ale ma charakter typowego Amerykanina. Prowadzi się tragicznie, w trasie jest niewygodne, w mieście trochę ślamazarne, ale w terenie potrafi zajechać dalej, niż wyobraźnia kierowcy. Uwielbiam to auto!

Jeep Wrangler 4xe. Nadwozie i wnętrze
W sumie z zewnątrz niewiele się zmieniło i niewprawne oko nie pozna, że ten konkretny model to hybryda plug-in. Widać to po znaczkach i emblematach z niebieskim akcentem oraz po dodatkowej klapce skrywającej gniazdo ładowania po lewej stronie. Tyle z elementów charakterystycznych 4xe. Poza tym to prawdziwy, staroświecki, toporny i nieco wulgarny Wrangler, który prezentuje się rewelacyjnie. Podobnie jak słynna Klasa G Mercedesa, tak samo tutaj zmiany z generacji na generację ograniczają się do szczegółów. Mamy nowoczesne światła z elementami LED z przodu i z tyłu, ale poza tym nadal stylistykę budują zewnętrzne, wystające nadkola, surowe zawiasy w drzwiach, montowane na zewnątrz koło zapasowe oraz linie ciosane toporkiem. Coś wspaniałego!

Auto jest wysokie, szerokie i długie. Wsiada się do niego niewygodnie, niemal jak do samochodu dostawczego, ale w tym pomagają zewnętrzne, szerokie stopnie oraz liczne „cykorłapki” we wnętrzu tj. przy słupkach A i B oraz przed pasażerem z przodu.
Wymiary podstawowe:
- Długość całkowita - 4882 mm
- Szerokość całkowita - 1894 mm
- Wysokość całkowita - 1891 mm
- Rozstaw osi - 3008 mm
Dane terenowe:
- Średnica zawracania pomiędzy krawężnikami - 12.3 m
- Kąt natarcia - 35.8 °
- Kąt zejścia - 30.8 °
- Kąt rampowy - 20.2 °
We Wranglerze bardzo imponuje mi jego modułowa konstrukcja. Jeśli ktoś ma czas, miejsce i wystarczająco samozaparcia, bez problemu zdemontuje drzwi, dach, panele przednie w dachu, a nawet położy na masce przednią szybę tworząc z auta coś na wzór plażowego baja. Coś wspaniałego! A co znajdziemy we wnętrzu?
Jest tu bardzo wygodnie i komfortowo. W testowanej przeze mnie odmianie 80th Anniversary było praktycznie wszystko, co potrzebne do codziennej, bardzo wygodnej jazdy. Podgrzewane fotele, kierownica, nawigacja, zestaw audio Alpine, skórzana tapicerka – niczego nie brakuje. Aż trochę szkoda takim autem jechać w teren, aby niczego nie ubrudzić, ale na litość… Wrangler aż się o to prosi!
Jeep Wrangler 4xe. Jazda w terenie

O ile wszelkiej maści hybrydowe SUV-y i miejskie crossovery mają jakiś sens, tak prawdziwa terenówka z napędem hybrydowym plug-in wydawała mi się kompletnym bezsensem. Jeep Wrangler i napęd zelektryfikowany? Skandal? Potwarz? Jakiś czas temu miałem okazję sprawdzić to auto w dość wymagającym terenie na torze motokrosowym nieopodal Tarczyna (Tor Barbara) w trybie elektrycznym. I co? I wtedy było to dość dziwne doświadczenie, ale nie ukrywam, byłem w lekkim szoku. Dlaczego?
Otóż napęd elektryczny reaguje natychmiast, a nierówności skutecznie utrudniają precyzyjne operowanie gazem, więc początkowo jazda była dość „szarpana”. Kilkukrotnie zbyt mocno wystrzeliłem do przodu, ale gdy większość obowiązków związanych z napędem zostawiłem systemom auta, nawet przez moment nie miałem wątpliwości, czy Wrangler 4xe da radę. Jasne, wolałbym normalną jednostkę, najlepiej V6 o ogromnym momencie obrotowym i prawdziwym brzmieniu. Podróż w terenie w całkowitej ciszy, słysząc tylko strzelające spod opon kamienie i plusk błota, jest doświadczeniem dość ekscentrycznym. Czy dał sobie radę? I to jak! Podczas drugiego testu również wjechałem… w pole. Dosłownie. Było nierówno, czasami bardzo dziurawo i… nic. Przez większość czasu nawet nie włączyłem napędu na cztery koła, bowiem auto bez problemu radziło sobie z dużymi przewyższeniami i dołami z napędem tylko na tylnej osi.
Jeep Wrangler 4xe. Napęd hybrydowy, zużycie energii i spalanie
Do napędu Wranglera 4xe służy układ napędowy łączący dwa silniki elektryczne i pakiet akumulatorów o napięciu 400 woltów z czterocylindrowym silnikiem benzynowym z turbodoładowaniem i ośmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów TorqueFlite. Taka konfiguracja dostarcza 380 KM i 637 Nm momentu obrotowego, co jest wartością co najmniej imponującą.

Dokładna konfiguracja napędu obejmuje:
- Turbodoładowany 4-cylindrowy, 2,0-litrowy benzynowy silnik spalinowy R4
- Pierwszy silnik elektryczny montowany przy silniku. Oprócz współpracy z silnikiem, w razie potrzeby może również pełnić funkcję generatora wysokiego napięcia
- Drugi silnik elektryczny montowany przy skrzyni biegów i zintegrowany z ośmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów (ZF 8P75PH), który generuje trakcję i odzyskuje energię podczas hamowania
- 400-woltowy, 17-kWh, 96-ogniwowy pakiet akumulatorów litowo-jonowych (Nikiel, Mangan, Kobalt)
Producent zapewnia, że sprawność terenowa jest cały czas taka sama, bez znaczenia na poziom naładowania akumulatora. Oczywiście po jego rozładowaniu, jazda w trybie tylko elektrycznym jest niemożliwa, ale zdolności terenowe nie ulegają pogorszeniu – nadal jest bardzo sprawnie, tylko już nie bezszelestnie. Po prostu po rozładowaniu baterii nie korzystamy tylko z silników elektrycznych, ale przede wszystkim z silnika spalinowego, a więc charakterystyka jazdy jest nieco inna. A jak ze spalaniem i zużyciem energii.
Na w pełni naładowanych akumulatorach (17 kWh) przejedziemy maksymalnie 53 km w mieście, lub do 45 w trybie mieszanym. Ja pokonałem nieco ponad 35 kilometrów, głównie po mieście, nieco poza miastem na drogach podmiejskich. Było dość gorąco, więc klimatyzacja zapewne zużyła swoją dawkę energii. Po rozładowaniu akumulatora cały system działa jak hybryda równoległa, a więc podczas ruszania z miejsca i podczas bardzo wolnej jazdy np. po parkingu, w korku itp. korzysta z napędu elektrycznego. Potem do akcji wkracza silnik spalinowy. Jeep Wrangler 4xe jest zaskakująco dynamiczny, bowiem przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje zaledwie 6,4 sekundy. Prędkość maksymalna została ograniczona do 177 km/h. Słusznie, bowiem już przy 140 km/h hałas w kabinie jest bardzo dokuczliwy. Aerodynamika kiosku z prasą robi swoje. Zużycie paliwa?
Producent mówi o 3,5 l/100km, ale oczywiście są to dane zgodne z cyklem WLTP, który przewiduje test przy w pełni naładowanej baterii. Po rozładowaniu, zużycie paliwa w mieście oscyluje w okolicach 10 l/100km. W trasie, przy 100-120 km/h jest nieco mniej – 8-9 l/100km. Ale bardzo wiele zależy od natężenia ruchu, stylu jazdy kierowcy itp. W końcu mamy do czynienia z ogromnym autem terenowym o mało aerodynamicznych kształtach, które waży 2273 kilogramy.
Testowany model, czyli 4xe z wyposażeniem 80th Anniversary to koszt co najmniej 316 200 złotych, a po doliczeniu kilku dodatków tj. opcjonalny lakier Snazzberry, pakiet Safety, przednia kamera i jeszcze parę innych, cena wzrasta do ponad 330 000 złotych. To bez wątpienia wysoka cena, ale czy odpowiednia, jak za to auto? Myślę, że nie jest to wygórowana kwota. Ale jeśli komuś nie widzi się jeżdżenie hybrydą i wolałby konwencjonalny napęd, może zdecydować się na wersję z silnikiem 2.0 Turbo o mocy 272 KM. W dłuższej odmianie, za wariant Sport zapłaci 226 800 złotych, a to spora różnica. Za porównywalną wersję 80th Anniversary trzeba zapłacić równe 280 000 złotych, a więc o ponad 36 tysięcy mniej. Ogromna różnica.
Jeśli zwykły Wrangler to za mało, może sięgnąć po Gladiatora, czyli olbrzymiego pickupa, który do połowy przypomina Wranglera. Ten mierzący – bagatela – 5591 mm długości kolos kosztuje co najmniej 299 400 złotych. Po drugiej stronie barykady stoi Jeep Renegade w cenie od 79 200 złotych. Mniej więcej w połowie stawki plasuje się Compass, który startuje z ceną od 99 900 złotych, ale mnogość wersji i wyposażenia daje ogromną swobodę w doborze odpowiedniego modelu. Topowa odmiana z hybrydą plug-in – 1.3 GSE T4 Turbo o mocy 240 KM – z wyposażeniem S kosztuje 219 700 złotych (bez dodatków). Spory rozrzut cenowy, prawda? Tak czy inaczej z niecierpliwością czekam na start sprzedaży nowego Grand Cherokee. Bardzo mi go brakuje w obecnym portfolio Jeepa.
Podsumowanie
Nie będę ukrywał – Wrangler mnie zauroczył. Prowadzi się fatalnie, ciągle myszkuje po drodze. Przy wyższych prędkościach staje się bardziej stabilny, ale w zamian serwuje hałas wywołany szumami powietrza. Z jednej strony jest bardzo wygodny i ergonomiczny, z drugiej skrajnie nieporęczny i toporny. Ale ma niepowtarzalny charakter, którego nie podważyła hybryda. Wiem, że wielu staje to kołkiem w gardle, ale hybrydowy Wrangler jest naprawdę świetny. Nie ukrywam jednak, że z wielką zazdrością patrzę na ofertę na amerykańskiej stronie Jeepa, gdzie w konfiguratorze można wybrać np. odmianę Willys z jednostką V6 lub Rubicon 392 z potężnym 6.2 V8 Hemi. No cóż, pozostało polubić to, co mamy.