Pierwsza jazda Nissanem Juke, czyli to Hel(l) and back
Po teorii przyszedł czas na praktykę. Odebrałem kluczyki do nowego Nissana Juke’a i ruszyłem nim w drogę. Jak ten miejski crossover sprawdził się podczas testu na jedynej drodze prowadzącej przez Półwysep Helski? Przekonajcie się!
W połowie zeszłego tygodnia po raz pierwszy zobaczyłem z bliska nowego Nissana Juke. Było to trochę jak lizanie cukierka przez szybę. Posłuchałem, co o nowym Nissanie Juke mówią przedstawiciele polskiego oddziału marki, obejrzałem auto z zewnątrz, wsiadłem do środka, zajrzałem pod maskę i do bagażnika. Wszystko to zwiększyło tylko mój apetyt na sprawdzenie Juke’a w trasie.

Czym jeździłem?
Spośród kilku dostępnych aut wybrałem dwukolorowego (czarne nadwozie połączone z pomarańczowym dachem) Juke’a w wersji Tekna. Jego sercem był benzynowy silnik 1.0 o mocy 117 KM (jedyny dostępny), połączony z siedmiobiegową skrzynią automatyczną DCT. Wyposażeniem dodatkowym samochodu był pakiet Sound&Go, składający się z systemu audio BOSE i nawigacji Nissan Connect).
Gdzie jeździłem?
Co prawda organizatorzy zaproponowali 94-kilometrową trasę, zahaczającą aż o Jezioro Żarnowieckie (to spory kawałek od wybrzeża), ale zdecydowałem się na przejażdżkę nieco krótszą – do Helu i z powrotem. Jeżeli choć raz wybrałeś się samochodem na Półwysep Helski, to na pewno pamiętasz, że latem drogą prowadzącą do popularnych nadmorskich miejscowości nie da się jechać zbyt szybko, a zazwyczaj stoi się tam w korku… Zimą ta trasa jest pusta.
Jak Juke sprawdził się w trasie?
Droga od Władysławowa do Juraty jest prosta, wytyczona za pomocą linijki – przez większość trasy, po lewej stronie towarzyszą Ci tory kolejowe, a po prawej – zabudowania miejskie, campingi lub las. Ciekawiej robi się dopiero za Juratą. Droga jest kręta i jazda po niej daje więcej frajdy.
Podczas prezentacji samochodu, jeden z pracowników Nissana nazwał Juke’a „królem rond”. Coś w tym jest. Nie miałem problemów z manewrowaniem czy to na wąskich uliczkach Helu, na nabrzeżu portu w Jastarni, czy na rondach właśnie. Auto prowadziło się bardzo dobrze, a jazda nim była przyjemnością.

Mimo, że pod maską małego Nissana pracowała jednostka o trzech cylindrach, nie czułem braku czwartego „gara”. Być może wynikało to z tego, że przez większość trasy nie musiałem się zatrzymywać, czekając np. na zmianę świateł (z tego powodu nie sprawdziłem, jak w Juke’u działa system stop & start). Ruch w miejscowościach, przez które przejeżdżałem, był na tyle mały, że po wjeździe w obszar zabudowany wystarczyło zdjąć nogę z gazu i zwolnić do „pięćdziesiątki”. Po wciśnięciu gazu auto łagodnie przyspieszało.
Siedmiobiegowy automat, przekazujący moment obrotowy na koła znałem z „większego brata” Juke’a – Qashqaia. Biegi były zmieniane szybko i bez szarpnięć. Wyprzedzanie? Żaden problem. Wystarczy mocniejsze wciśnięcie gazu i auto wyrywa do przodu. Może nie jak myśliwiec startujący z pokładu lotniskowca, ale na tyle szybko, że nie miałem problemu z wyprzedzeniem samochodu w jednym z niewielu miejsc, w których było to możliwe (przez większość drogi towarzyszyła mi podwójna linia ciągła).
Nissan Juke – wrażenia
Kilkadziesiąt kilometrów, jakie przejechałem za kierownicą Juke’a, wspominam bardzo dobrze. Auto dało się poznać z jak najlepszej strony. I to mimo tego, że w czasie jazdy byłem skupiony na jeździe i poznawaniu nowego samochodu. Dlatego też nie przetestowałem rozwiązań, w jakie wyposażony jest Juke (np. systemu ProPILOT, nawigacji TomTom z informacjami o ruchu drogowym, selektora trybu jazdy czy systemu audio). Na to czas przyjdzie podczas dłuższego testu tego auta.

Pewny jestem jednego – mimo dużej konkurencji na rynku miejskich crossoverów (reprezentowanego m.in. przez Skodę Kamiq, Seata Arona, Volkswagena T-Cross, Renault Captur, Kia Stonic czy Mazda CX-3), nowy Juke zdobędzie na nim co najmniej taką samą popularność jak pierwsza generacja tego modelu.
Kluczyki do Juke’a oddałem niechętnie. Gdyby nie to, że zbliżał się czas na opuszczenie Władysławowa i powrót do Warszawy, bardzo chętnie ruszyłbym nim jeszcze dalej (nawet z powrotem do Warszawy).